Łowy i głód
nigdy się nie kończą

sobota, 28 lutego 2015

Od Alaski c.d Alfiego

Brak komentarzy:
Już miała zdecydować się na ugryzienie napastnika, narażając się przy okazji na złapanie jakiś zarazków, bowiem najczystszym mężczyzną owy człowiek nie był, kiedy z niespodziewaną pomocą przyszedł Alfie. Bardzo niespodziewaną. BARDZO BARDZO niespodziewaną. Co jak co, ale nawet przez sekundę nie pomyślała, że Alfie wróci jej pomóc. Alfie, BETA, jej POMÓC. Tak ją to zdziwiło, że zamarła, patrząc na wybawiciela. Kiedy dotarło do niej, że właśnie coś powiedział, a mianowicie "Tak to się robi, skarbie." ocknęła się z zamurowania. Uśmiechnęła się, to dobry znak.
- Nie każdy nosi przy sobie kastet, misiu.
- Może powinien? - Alfie uśmiechnął się szelmowsko,
- Może. Niemniej jednak wypada mi teraz podziękować.
- Kim wy do cholery jesteście?! - do rozmowy włączył się pobity facet, krztusząc się i dławiąc. Alfie i Alaska zareagowali w tym samym momencie. Alfie kopnął faceta w żebra <znowu>, z czym słychać było głośne *chrup*, a Alaska stanęła mu szpilką na przyrodzeniu. Mężczyzna przewrócił oczami i stracił przytomność. Oba wilkołaki roześmiały się.
- Dzięki, Alfie.
- Zastanawia mnie, dlaczego po prostu go nie ugryzłaś. - mruknął, nieco szyderczo i wyzywająco.
- Długa historia. Podejrzewam, że zepsułam ci wieczór, dlatego może dasz się wyciągnąć chociaż na drinka. Noc się jeszcze nie skończyła, a ja czuję się zobowiązana.
<Alfie?>

Od Alfiego c.d Alaski

Brak komentarzy:
Jedynie zaśmiał się i pokręcił głową słysząc jej słowa. Miała cięty język, nie ma co. Nawet nie podążył za nią wzrokiem, jakby zupełnie zapomniał o rozmowie jaka przed chwilą miała miejsce, po czym poszedł swoją drogą, rozglądając się nieco po drodze. Już był na dobrej trasie do jednego z lepszych nocnych klubów, w którym w każdy weekend odbywała się impreza porównywalna z projektem X, odbywało się jedynie bez psychopaty podpalającego okolicę, zazwyczaj również nie gościła tutaj policja. Zazwyczaj. Znów Alaska przerwała mu tą podróż, za co był gotowy po prostu ją rozszarpać. Jak ona tak może, nawet w spokoju Alfie zabawić się nie może. Tak, ten wieczór nie będzie udany. Najpierw poczuł niepokój, naprawdę mocny niepokój, który często towarzyszył krzywdzie członka stada i zaraz potem wyczuł silny zapach strachu. Był to jeden z tych tak wyraźnych, że i w postaci ludzkiej doskonale go czuł. W końcu nie bez powodu tyle się powtarza, że zwierze wyczuwa strach. Teraz czekał go dylemat: zabawić się w bohatera, czy zignorować Alaskę, której najpewniej działo się coś złego. Była dużą dziewczynką, raczej umiała się obronić. Eh... pozycja bety do czegoś zobowiązuje.
Zboczył z trasy, próbując namierzyć ją. Nie było trudno, dość szybko usłyszał odgłosy szarpaniny i spokojnie, nie śpiesząc się ruszył w tamtym kierunku. No i znalazł ją, wraz z jakimś oblechem. Kobieta definitywnie potrzebowała pomocy, którą Alfie po krótkim namyśle postanowił użyczyć. Nie podszedł do tego jakoś szczególnie emocjonalnie, ale jednak. Złapał gościa za szmaty i pociągnął w tył, w swoją stronę.
- Stary, "nie" znaczy "nie" - powiedział i bez żadnego "pardon" zwyczajnie walnął gościa. Krótko mówiąc, gość miał naprawdę przerąbane, Alfie bardzo lubił swój kastet i nosił go ze sobą niemal zawsze, a uderzenie nim boli jak cholera, nie mówiąc o szkodach jakie wyrządza. Wystarczy by złamać komuś szczękę. Nic dziwnego, że koleś padł na ziemię. Alfons westchnął i mruknął pod nosem coś brzmiącego jak "mięczak", po czym podniósł za szmaty gościa i uderzył jeszcze raz. A na dokładkę jeszcze dwa razy, czy też trzy, sprawiające, że napaleniec pluł krwią. - Tak to się robi, skarbie - rzucił obojętnie, po czym na odchodne kopnął go między żebra. I tak miał obcy farta, że Alfie miał dobry humor, w innym razie skończyłoby się to znacznie krwawiej.

Alaska?

Od Alaski c.d Alfiego

Brak komentarzy:
Popatrzyła z rozbawieniem właściwym tylko sobie na Alfa. Niecodzienny facet, nie ma co. 
- To samo mogłabym powiedzieć o tobie, Alfonsie. Miło, że się o mnie troszczysz. to takie... urocze. I słodkie. - uśmiechnęła się, niczym Pinkie Pie z "Przyjaźń to magia".
Alfie po prostu spojrzał na nią jak na idiotkę.
- A teraz wybacz, ale za 10 minut mam autobus. - powiedziała aż nazbyt uroczo i przecisnęła się między chłopakiem a ścianą. Była w połowie drogi na przystanek, kiedy jakiś facet rozpoznał ją i zaczął nagabywać. Trzasnęła go w pysk, musiał powiedzieć coś BAAAAARDZOOOO niewłaściwego. Tylko się zachwiał i chwycił mocno dziewczynę. Próbowała się wyrwać, bezskutecznie. Początkowo chciała go ugryźć, szybko się jednak opamiętała. W głowie cały czas kołatało się zdanie: "Wilkołactwo się w dużej mierze zachowuje jak choroba wirusowa, toteż nawet niewielkie zadrapanie czy ugryzienie likantropa spowoduje u ciebie przemianę." Nie byłaby w stanie zrobić tego nikomu. Wydarła się tylko głośno i stanęła szpilką na stopę napastnika. Za skutkowało tylko mocnym kuksańcem w żebra. Nim się obejrzała, była już w ciemnej uliczce.

Alfie?

od Hayley c.d Alfiego

Brak komentarzy:
Dziewczyna była przyzwyczajona do zanieczyszczeń panujących w mieście, ale nie spotkała się jeszcze z czymś tak uporczywym dla płuc, jak tojad. Owszem, słyszała o nim wiele, ale traktowała to, jak niespełniony mit, więc poczucie tego świństwa również wpoiło jej w płuca nie tylko drażniący gaz, ale i szczyptę intrygi, o które nie dawała nikomu znać z zewnątrz. Wsiadając do czerwonego kabrioletu, nie cierpiała długo z powodu ciszy, od razu została zmuszona do odpowiedzi.
- Owszem należę... omińmy fakt, że nikogo nie znam.- odpowiedziałam krótko. Po czym usłyszała przekręcający się kluczyk w stacyjce auta. Chwile ciszy przerwał dźwięk silnika.
-Nie dziwę się, że nikogo nie znasz, nie potrafisz się integrować, chyba, że mam zaliczyć atak do części miłego powitania.- stwierdził przybranym wcześniej tonem.
-W woli ścisłości, miałam bardziej na myśli pożegnanie, niż powitanie.- uśmiechnęłam się złośliwie- Zresztą, wcale nie jesteś lepszy, problem na dwóch nogach, czasami nawet na czterech łapach.- burknęłam trochę ciszej. Po moich słowach gwałtownie ruszył, jakby na złość z dodatkiem nadziei, że jeszcze bardziej zagra mi na nerwach, Owszem, przychodzi mu to bez większego wysiłku, sama jego osoba działa mi na nerwy, ale akurat to było dla mnie nie widziane, jako większa zaczepka.
-Dobrze, więc panie porywczy. Może kulturalnie się pan przedstawi, możemy ominąć moment całowania rączek. Muszę znać mojego wybawcę, a także imię człowieka, którego chciałabym zgłosić na posterunku. Imię w pewności wystarczy, pewnie jesteś już kilkakrotnie notowany, więc twoje imię, nazwisko, a także nawet datę urodzenia ludzie prawa są zdolni wyrecytować, niczym szkolną czytankę.- odparłam z bezczelnym tonem, dodając na koniec złośliwy uśmieszek.

(Alfie?)

Od Alfiego c.d Alaski

Brak komentarzy:
Wyczuwał ten charakterystyczny zapach jego watahy, jednak był on bardzo słaby. On był człowiekiem więc nie wyczuwał tego tak dobrze jak w wilczej postaci, a i ona dużo mniej intensywnie pachniała. Poza tym bądźmy szczerzy, w tym smrodzie trudno cokolwiek wyniuchać. Czuł się jak w rynsztoku i był w stanie przez sam ten zapach dołączyć do rzygającego gościa parę metrów dalej. Niestety, wyostrzone powonienie ma wiele wad, takich jak ta. Bardzo romantyczna sceneria raczej nie wpłynęła pozytywnie na pożądanie, wybacz Alasko, a Alfiemu po butelce whisky nieco szumiało w głowie, a i świat był trochę nie na swoim miejscu. Choć nie codziennie seksowna wilkołaczyca zaprasza Cię do łóżka. Jej bezpośredniość rozbrajała go, no, dziewczyna się nie cackała, tylko od razu przeszła do rzeczy. Kąciki jego ust uniosły się w lubieżnym uśmieszku, choć jego myśli raczej można było zaliczyć do złośliwych. A i jedną wypowiedział, za co był niemal pewny, że oberwie w pysk. I to mocno.
- Wybacz, coś czuję, że nie jestem nawet w pierwszej setce facetów, którym to proponujesz. No a wiesz, nie chciałbym się czymś zarazić. - No i powiedział. Kto zdobywa nagrodę skurwiela roku? Gratulacje, Alfie! Kogoś jeszcze dziwi fakt, że nie ma dziewczyny? Często tak się zachowuje po paru procentach. Słodziak, co? Oczywiście nic do niej nie miał, jedynie był dupkiem. Tłumaczenie na szóstkę, wiem. Schował ręce do kieszeni i oparł się o ścianę, lustrując ją wzrokiem, a jego uśmiech nabrał jakiegoś podłego wyrazu.

Alaska?
Wybacz xd

piątek, 27 lutego 2015

Od Alfiego c.d Sama

7 komentarzy:
Gdy emocje rozrywają Cię na szczepy, a zły wilk z powieści starego Indianina wygrywa z tym dobrym, kiedy masz ochotę rozszarpać wszystkich na około lepiej usunąć się z planu. Dać opaść emocjom i po cichu uknuć dalszy plan. Nie zamierzał dalej dręczyć Ally, okazała mu uległość - i właśnie na to liczył. W chwili kiedy poczuł jej strach już wiedział, że znajduje się na wygranej pozycji i czerpał przyjemność z jej reakcji. Doskonale wiedział, że obawiała się go odkąd dołączył do stada. Był dla niej zagrożeniem. Silny, brutalny, agresywny z charakterem alfy, a Ally doskonale wiedziała, że potrafił również wykazać takie cechy jak bezwzględność, mściwość czy też okrucieństwo. Nie był zwykłym betą. Potrafił zastraszyć Ally zwykłą sztuczką stosowaną przez większość zwierząt, w tym ludzi. Stawał naprzeciw z kamiennym wyrazem twarzy i zimnym wzrokiem rzucał jej wyzwanie, patrząc prosto w oczy. Był wyższy - dodatkowa przewaga. Owszem, takie traktowanie wilka wyższej rangi nie było często widywane.
Jak już było wspominane, swój cel jeśli chodzi o młodą alfę osiągnął. Zmusił ją do ukazania uległości i wystarczyło do tego jedynie nieco siły perswazji. A oburzenia nowego wilka nie rozumiał. Doba feminizmu, haloo, same chcą być traktowane jak mężczyźni, nie mówiąc o tym, że Alfie nie traktował ulgowo kobiet. Szczerze, to nikt ze znanych mu wilkołaków tego nie robił. Nie byli ludźmi. Kobiety były równe mężczyzną.
Wyszedł by przemyśleć to wszystko. Ułożyć plan, choćby najgłupszy i najbanalniejszy. Ochłonąć. Miał zamiar zemsty, chciał pokazać temu dupkowi gdzie jego miejsce. Coś takiego nie zostanie wybaczone. On pewnie będzie Ally przez następne kilka miesięcy wypominać jedne spóźnienie i był w stanie nawet ją za to uderzyć, a co dopiero nie popuści tak jawnej prowokacji. Równie dobrze mógłby mu prosto w twarz rzucić wyzwanie, a na to on nie mógł pozwolić i to już nie chodzi o pozycję, a również o honor. A nawet nie wiecie co jest Alfie w stanie zrobić, by swój honor obronić. Przez myśli przewijały mu się różne pomysły. Od tych dość nieszkodliwych takich jak spranie tego aroganckiego śmiecia, przez łaskawe jak zagryzienie, po te wręcz chore, typu wyrwania mu rąk i kazania ich aportować. Tak, z nim nie da się nudzić, nawet wtedy, kiedy myślał jedynie o tym szczeniaku, co śmie się stawiać. Kim on właściwie jest?
Alfie siedział sobie na skałce, jedząc chrupki, które pewnie miało w sobie jakieś dwieście procent cukru. Jedząc? Mało powiedziane. Podrzucał je wysoko w górę, wy złapać je dokładnie do buzi. Naprawdę fajny sposób spędzania wolnego czasu. Dość szybko stwierdził, że niedaleko jest członek stada. Charakterystyczny zapach watahy - i wszystko jasne. Swoją drogą uśmiechał się złośliwie, mając satysfakcję z tego, że raczej pan Samuel nie jest zadowolony z racji posiadania na sobie zapachu innego faceta. Cóż, tak to jest w wilczym stadzie, a jako, że Alfie miał silniejszy zapach niż Ally, teren pachniał bardziej nim niż nią. Szach i mat.
Upss, zostało już wyjawione, któż to w jego stronę zmierzał. Alfie wstał i przywlekł się do niego, opierając się o jakieś drzewo, z rękami w kieszeniach i mierząc przeciwnika bacznym, zimnym wzrokiem i mając na ustach ten wredny, arogancki uśmieszek.
- Mam nadzieje, że przyszedłeś mnie przeprosić - powiedział, jak na razie będąc milutkim. Wbrew pozorom, nie denerwował się teraz, że Sam go lekceważy. Była to potężna przewaga dla Alfiego, niedocenianie przeciwnika to najgorszy błąd. Alfie nie był słabeuszem i miał jeszcze jedną cechę. Był jednym z gatunku tych, co w drogę lepiej nie wchodzić. Nie potrafił się wycofać i kąsać będzie aż do śmierci. Myślisz, że już nie da rady? Nie podniesie się? Odwróć się, a on zatopi w tobie kły. Po chwili bez odpowiedzi. - Jeśli nie, to się zdenerwuje. Nie chcesz mnie widzieć złego, kolego.
Podszedł do niego, dość blisko, nadal mierząc się spojrzeniem. Każdy o zdrowych zmysłach wycofałby się. Alfie był nieobliczalny. Mimo niepozornego wyglądu, lekkiej gadce i uroku jaki roztaczał, był psychopatą i socjopatą. Sam jednak zdawał się nie zauważać niebezpieczeństwa, jakby posiadał zupełny brak intuicji i instynktu samozachowawczego.

Sam?
Wybacz, że Wam się wcinam, ale sami wciągnęliście w to Alfa. 
Ostrzegam, że Alfie jest podstępny, a do słabeusza mu daleko, tak więc postaraj się nie potraktować go jak miękką kluchę. W końcu skoro jest betą musiał to wywalczyć, prawda? To o czymś świadczy.

Od Sama CD. Ally

Brak komentarzy:
Z niedowierzaniem patrzył na rozgrywającą się przed nim scenę. Ally, alfa stada jest tak traktowana przez betę? Przez betę?! Aż w nim zawrzało i miał ochotę rzucić się na Alfiego, bo z tego, co wywnioskował, tak basior się nazywał, i wbić kły w jego szyję. Alfę jak alfę, ale kobietę?! Co za... Kuchenna szmatka! Czy kuchenny szmatek, co w tym wypadku bardziej pasuje. Zaczekał jednak do końca spotkania.
Wszyscy wyszli, został tylko Alfie, Ally i on, z czego beta nie był zadowolony.
- Możesz wyjść, nowy? - warknął niegrzecznie Alfie. - Muszę porozmawiać z Allyson.
- Porozmawiać? - w Samie na nowo wybuchła wściekłość. - Już widziałem, jak z nią rozmawiasz.
- Chłopcy, proszę... - zaczęła niepewnie Ally. Niepewność była jej zgubą.
- Cicho! - Alfie spojrzał groźnie w jej stronę. - Kim ty jesteś, że tak mówisz do bety, co aktorzyno? Pstryknięciem palca mogę zrobić z ciebie omegę.
- A kim ty jesteś, żeby tak zwracać się do alfy, panie beto?
- Nie prowokuj mnie.
- Nie zamierzam. Chcę tylko, żebyś wiedział, iż jesteś zwykłym chamem i podróbą mężczyzny. To jest kobieta! Wykorzystujesz jej niepewność, by mieć większy wpływ na stado! Może i jest młoda, ale nie sama. Jeśli stado dowie się o twoich planach...
- Wtedy cię zniszczę.
- Nie zrobisz tego. - wtrąciła się Ally. Stanęła obok Sama i położyła mu rękę na ramieniu. Alfie chyba zrozumiał, że o ile z każdym z osobna miał szansę wygrać pojedynek, o tyle z dwoma wilkami kiepsko by sobie poradził.
- Przeze mnie się spóźniła i jestem gotowy ponieść za to konsekwencje. Co nie zmienia faktu, że nie będziesz traktować jej w ten sposób!
Beta nie odpowiedział. Po prostu wyszedł trzaskając drzwiami.
- Miła odmiana. Nie kłócił się do końca. - mruknęła nieco żartobliwie Ally, ale zaraz spochmurniała. - Zdajesz sobie sprawę, że on ci teraz nie odpuści?
- Nie dbam o to.
- A powinieneś. Sam, on naprawdę może cię zniżyć do omegi. On ci nie... - nie dane jej było dokończyć, bo Sam zamknął jej usta pocałunkiem. Delikatnym, czułym pocałunkiem.
Kiedy zorientował się, co zrobił, z niepokojem otworzył oczy i spuścił głowę.
- Przepraszam. - wydukał i po prostu wyszedł.

<Ally?>

czwartek, 26 lutego 2015

Od Sama CD. Ally

Brak komentarzy:
Patrolował teren pod postacią wilka. Tak było szybciej i bezpieczniej. Słyszał lepiej, czuł więcej, a wzrok był w stanie wypatrzeć ewentualne pułapki. Znalazł kilka wnyk, które po kolei rozbrajał, żeby nikt się na nie w przyszłości nie natknął. Nudne zajęcie pokrzepiała myśl o wspólnie spędzonym wieczorze z Ally. Nie mógł się doczekać, co przy dłuższym przyglądaniu można było zauważyć, lecz do ziemi ściągała go myśl o jego odpowiedzialności. Jeśli nie przebada terenu dokładnie, może narazić kogoś z watahy, a tego by nie chciał.
Najpierw usłyszał przeraźliwy krzyk, chwilę później poczuł zapach krwi. Głos był tak samo przerażający, jak wtedy, u niego w domu. Od razu wiedział, że to alfa, urocza dziewiętnastolatka, znowu wpakowała się w kłopoty.
Nie była daleko, jakieś 1,5 mili od Sama, więc w błyskawicznym tempie dotarł do dziewczyny. Schował się za krzakami i szybko włożył na siebie ubrania, które miał w torbie( torbę miał założoną przez ramię nawet jako wilk. Może to dziwne, ale to po prostu Sam.).
Podszedł do alfy i do jego nozdrzy dotarł intensywny, obrzydliwy zapach krwi. Sam widok kostki ugrzęzłej we wnykach nie budził w nim jakiegoś obrzydzenia, strachu. Chodziło o zapach.
- Jejku, coś ty zrobiła dziewczyno? - spytał, rozrywając koszulkę i kucając obok wnyk.
- Nie widać? -warknęła głosem przesyconym bólem dziewczyna. - Znalazłam wnyki.
- I próbowałaś je unieszkodliwić, wkładając do nich nogę? Pomysłowe. Zaciśnij zęby, może boleć. - zawiadomił, po czym chwycił za obie strony pułapki i rozchylił. Dziewczyna szybko zabrała nogę, a Sam puścił szczęki, w ostatniej chwili zabierając palce. Wziął materiał oderwany od koszulki i zrobił opaskę uciskową. Oderwał kolejny i posłużył się nim jak bandażem.
- I co teraz? - spytała cicho.
- Zapowiada się ciekawa droga powrotna. - uśmiechnął się szeroko i podniósł Ally, jak książęta noszą księżniczki.

***

3 mile później siedzieli w domu Sama, popijając herbatę. Rosie oczywiście siedziała u boku Al, która z niecierpliwością zaglądała do rany, by sprawdzić, czy już się zagoiła.
- Nie możemy zrobić nic normalnie? - Sam westchnął teatralnie, uśmiechając się szeroko. - Ty to masz szczęście.
- Raczej pecha.
- Czekamy aż się zagoi i ruszamy na koncert.

***

Sam nigdy nie bawił się tak dobrze. Żałował, że koncert upłynął tak szybko. Udało im się wcisnąć do jednego z pierwszych rzędów. Miał nieco obolałe barki, od trzymania na baranach Al, która nie była wysoka i wdrapanie się na Sama było konieczne, jeśli chciała coś zobaczyć, ale wydawało mu się, że dziewczyna jest coraz swobodniejsza w jego towarzystwie. Teraz stał przy aucie i czekał na jej powrót z łazienki.

<Ally?>

Od Sama CD. Ally

Brak komentarzy:
Spojrzał na nią, unosząc prawą brew.
- Czyżby starość cię dopadała, młoda, a raczej stara, damo? - mruknął z ironią.
- Młody się odezwał. - rzuciła przez zaciśnięte zęby. - Byłbyś tak miły i mnie naprostował?
- Co proszę? - mruknął zdziwiony.
- Złap mnie za ramiona i pociągnij do tyłu, panie mądry.
Jak chciała, tak zrobił. Podszedł do niej od tyłu, chwycił delikatnie za ramiona i pociągnął. Starał się nie zrobić tego mocno. Coś chrupnęło i Ally stękając wróciła do właściwiej pozycji. Sam puścił jej ramiona i podszedł do Rosie gryzącej poduszkę.
- Za to, mała łobuziaro, lecisz do ogródka.
- Daj spokój, to jeszcze szczeniak. - stanęła w obronie suczki alfa. Odebrała ją Samowi i odłożyła na ziemię. Psina szybko czmychnęła z pokoju.
- Sojusz kobiet. Nie cierpię tego.
- Idź się umyć. Śmierdzisz.
- No wiesz co! Żeby tak obrażać gospodarza! - udawał oburzenie Sam, ale posłusznie poszedł w stronę swojej łazienki. Ally również skierowała się do tej w swoim pokoju, by zmyć z siebie ślinę zwierzaka.

***

Spotkali się w kuchni. Nie była duża. Zabudowana jasnym drewnem z przyjemnie wyglądającą lodówką.
- Zostały ci jeszcze dwa dni zwolnienia, byłbym zaszczycony, gdybyś zechciała spędzić je wraz ze mną. - uśmiechnął się, ukazując dołeczki.
- A co chcesz robić? - spytała, odwzajemniając uśmiech.
- Najpierw śniadanie. Później spacer z małym rozleniwionym szczeniakiem zwanym Rosie. Patrol, czy myśliwi odeszli. A wieczorem... Koncert.
- Koncert?
- Imagine Dragons grają u nas w mieście. Dostałem dwa bilety. To jak będzie? - puścił jej oczko.

Ally?

wtorek, 24 lutego 2015

Od Alfiego c.d Hayley

Brak komentarzy:
Złośliwy uśmiech nie schodził z jego ust, kiedy obserwował jej oburzenie. Świetnie się bawił doprowadzając kobietę do białej gorączki, denerwując ją na wszelkie sposoby. Od podglądania - które swoją drogą było jedynie miłym bonusem - przez przedziurawienie kół, aż do uniemożliwienie złapania stopa, będąc wrzodem na tyłku. Wyjątkowo przeszkadzającym i uporczywym wrzodem, czego nie wynagradzała jej nawet ładna buźka. Co prawda nie była taka wyjątkowa, typowa twarzyczka niegrzecznego chłopca, łobuza, która jednak zachowała chłopięcy urok, jednak wyróżniał go fakt, że nie tracił go z biegiem lat. Cóż, przynajmniej zawsze mógł wykorzystać ją, przecież na niego się nie da gniewać, a przynajmniej każdy mu tak mówił, co wcale nie sprzyjało zmniejszenia jego arogancji. Jak na razie jego plan spełniał się w stu procentach. Szybka przemiana, włożenie na siebie czegokolwiek (przez co miał na sobie ciemne, wytarte, niedbale wciągnięte jeansy, trapery i czarną koszulę), znalezienie jej auta, przedziurawienie kół oraz pozbycie się zapasowych, poczekanie na nią i denerwowanie. Lubił takie zabawy.
- Owszem, jestem taki cudowny, a mój bat-mobil spoi niedaleko - powiedział i nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i ruszył do swojego samochodu. Z kieszeni wyjął koszmar dla nosa, którym jest fajka. Dym podrażniał wrażliwy zmysł powonienia, podduszając i zdecydowanie wdychanie go nie było zbyt przyjemnym przeżyciem, które było spotęgowane tojadem zmieszanym z tytoniem. Alfie był zdania, że słabości należy zwalczać, nawet te wrodzone, dlatego dodawał ten okropny składnik. Zamierzał uodpornić płuca na palony tojad, który coraz częściej jest używany przez łowców. Już i tak odniósł swój mały sukces i nie kaszlał przy takiej ilości, jaką miał w fajce teraz, ale za to usłyszał jak Hayley kaszle z tyłu. Uśmiechnął się złośliwie i odwrócił głowę w jej stronę, w miarę możliwości. - Przeszkadza Ci? - spytał, że niby troszczy się o nią, bla, bla, bla, co było do bólu oczywistą ściemą i graniem jej na nerwach. Zaciągnął się. Nie palił już od ładnych paru lat, co jest długą historią, więc nie będę jej opowiadać.
- Co to jest?! - wykrztusiła, nadal się dusząc okropnym dymem.
- Tytoń - odpowiedział obojętnie, po czym ponownie się zaciągając i patrząc się przed siebie. Kolejna porcja tojadu dotarła do płuc, katując je niemiłosiernie. - I tojad - dodał, skręcając z drogi w stronę polany, po leśnej, słabo wyjeżdżonej drodze, by po niecałej minucie dotrzeć do celu. Po środku stał czerwony kabriolet ze zdejmowanym dachem, do którego bez chwili wahania wszedł Alfie. Hayley zajęła miejsce koło niego, a on odpalił samochód. Czas na bardzo ważne pytanie. Tak oznaczało miłą pogawędkę. Nie: tragiczny koniec. - Należysz do tutejszej watahy?
Nie przyznawał się jeszcze do tego, że sam do niej należy.

Hayley?

Od Sama CD. Ally

Brak komentarzy:
- Wiem, Ally. - przytknął jej głowę do swojej. - Ale chcę.  - popatrzył na dziewczynę, która powoli zaczynała się uspokajać. - Nie zamierzasz iść spać?
- Nie byłabym w stanie teraz zasnąć...- mruknęła.
- Czyli rozumiem, że czeka nas nieprzespana noc? - rzucił żartobliwie Sam, na co dziewczyna odpowiedziała mu z właściwym dla siebie skonsternowaniem. Chłopak zorientował się w porę, że po raz enty wyraził się dwuznacznie i dziwnie. - O matko... Znowu... Nieważne. To może jakiś film, hm?
- Co proponujesz? - Ally sprawiała wrażenie nieco rozluźnionej. Powoli chyba zapominała o przerażającym koszmarze.
- Jakiś twój ulubiony film?
- Hm... "Igrzyska Śmierci: W Pierścieniu Ognia"? - uśmiechnęła się łobuzersko.
- Sadystka. - mruknął żartobliwie Sam. - Jak zobaczę, że śmiejesz się z mojej roli, to zginiesz  z łap Rosie. Idę po coś do jedzenia.
- Kto to Rosie? - zawołała w stronę oddalającego się chłopaka, ale odpowiedź na jej pytanie właśnie wdrapała się na łóżko i wygodnie ułożyła  na jej kolanach.


***
Skończyło się na nocnym maratonie wszystkich części "Igrzysk Śmierci", które dotąd zostały nagrane. Nim się spostrzegli nastał ranek, słońce przebijało się przez zasłony zaciągnięte na okna w pokoju gościnnym. Oba wilkołaki spały obok siebie, a na laptopie leciały właśnie napisy końcowe "Kosogłosa". Rosie wstała, przeciągnęła się ledwo utrzymując równowagę i zasygnalizowała szczeknięciem, że chce na spacer. Ale Ally i Sam spali jak kamień. Mała suczka ciągnęła ich za uszy, włosy, lizała po twarzach i rękach - bez skutku. Posunęła się więc do najbardziej radykalnego sposobu. Przeskoczyła na klatkę piersiową Sama, z gracją właściwą szczeniakowi kucnęła i zrobiła siku, ostentacyjnie kopiąc łapkami w koszulce ofiary.
Sam zerwał się z dezorientacją, prawie zrzucając pieska na ziemię. W ostatniej chwili ją złapał i odstawił na łóżko.
- Kurczę, Rosie! Nie mogłaś chwilę zaczekać?! - krzyknął chłopak, budząc przy okazji Ally, która orientując się w sytuacji wybuchła serdecznym śmiechem.

<Ally? Moja wena płata figle>

Od Sama CD. Ally

Brak komentarzy:
Słysząc przeraźliwy krzyk dochodzący z sypialni dziewczyny błyskawicznie pobiegł tam i ostrożnie uchylił drzwi. Zrobił to, żeby nie zostać zaskoczonym przez ewentualnego przeciwnika. Jednak zobaczył tylko, a może aż, zapłakaną i przerażoną Ally.
- Sam... - szepnęła. Jej głos był tak przesycony strachem i bezradnością, ale i ulgą. Czegoś się bała, a on nie wiedział, jak jej pomóc.
Powoli podszedł i wspiął się na łóżko, tuż obok niej. Nie wiedział, czy powinien, lecz mimo wszystko delikatnie objął dziewczynę, która wyglądała teraz jak krucha, porcelanowa laleczka, mogąca zbić się przy mocniejszym dotyku. Przyciągnął ją do swojej klatki piersiowej i głaskał po głowie.
- Już dobrze... Wszystko w porządku, Al...
- Łowcy... Myślałam, że to oni... Byli tutaj... - mruknęła cicho, powstrzymując łzy.
- To tylko sen, Ally, głupi sen. - Delikatnie pociągnął dziewczynę i wspólnie oparli się o ramę łóżka. Wziął kołdrę i zarzucił alfie na ramiona. Mimochodem z zadowoleniem zobaczył, że ma na sobie jego koszulkę.
- Strzelali... Ty też dostałeś... Dzisiaj, rano. Pamiętasz?
- Tak. To zwykli myśliwi. Nie stąd, pomylili tereny, które im wyznaczono. Już tu nie wrócą. Spokojnie... - serce mu pękało na widok tak rozklejonej Ally. Znał ją jeden dzień, ale już wiedział, że nie dałby jej skrzywdzić nikomu. - Jestem tutaj, nic ci nie grozi. Nie dam cię skrzywdzić...

<Ally?>

Od Sama CD. Ally

Brak komentarzy:
Znał ją niecały jeden dzień, a już wpadł po uszy. Była przeurocza. Przejmowała się wszystkim, nawet bardziej niż powinna, była taka... Pomocna, zaradna, nieco niezdarna, co tylko dodawało jej uroku. Nie mógł powiedzieć, że to uczucie było nie wiadomo, jak wielkie, choć nie chciał ukrywać faktu, iż Ally go zauroczyła. Miała jednak tylko 19 lat, a on nie chciał się narzucać, w końcu nie wiedziała, jakby go odebrała. Zapewne uważałaby go za jakiegoś zboczeńca lub materialistę, chce się z nią spotykać, bo jest alfą. Co to, to nie! Sam takiego zachowania nie znosił i nigdy nie zachowałby się w podobny sposób. Za swój obowiązek uznał jednak, aby zatrzymać dziewczynę przed samobójczym pomysłem. W ostatniej chwili prześlizgnął się obok niej, zamknął drzwi i złapał za klamkę. W spojrzeniu dziewczyny pojawił się zalążek strachu, co chłopak szybko spostrzegł i postanowił zniwelować.
- Nie tak to miało wyglądać... - mruknął, uśmiechnął się przepraszająco i puścił klamkę. Nie odsunął się jednak od drzwi. - Bynajmniej nie pozwolę ci w takim stanie pójść i odstraszać ludzi. Raczej nie zrobiłabyś piorunującego wrażenia. - dziewczyna uspokoiła się, spojrzała jednak z lekką irytacją na patrolującego.
- Nie mam czasu... Nie pozwolę im hasać swobodnie tuż pod moim nosem. Przepuść mnie. -  złapała klamkę i pociągnęła, co nie dało żadnego efektu, zważywszy na różnicę wzrostu, płci i wagi.
- Nie. - uśmiechnął się, znów przepraszająco. - Chociaż... Pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Nie pójdziesz łapać myśliwych, tylko przyjmiesz moje zaproszenie.
- Jakie znowu zaproszenie?
- Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi: mieszkam niedaleko i zdecydowanie panują u mnie bardziej komfortowe warunki do odpoczynku, niż tutaj.
- Nie mam czasu na odpoczynek. - mruknęła.
- Już masz. Ja się zajmę intruzami. Ty się wyśpisz, zrobisz kawę...
- Muszę iść do pracy...
- I chcesz jeszcze ścigać intruzów? Oszaleję. Masz telefon?
- Co to za pytanie? - irytacja Ally ustąpiła miejsca zdziwieniu.
- Masz?
- Tak.
- A numer do pracy?
- Też. Ale po co mi...
- To dzwonisz i prosisz o 2 dni zwolnienia. Zważywszy na twoją ciężką pracę zgodzą się na pewno.
- Ale...
- No już, dzwoń. - dziewiętnastolatka posłusznie wyciągnęła telefon.

***

Ally rozglądała się po skromnym, ale przytulnym wnętrzu domu Sama. Po krótkim spacerze (2 km) po lesie była rozluźniona, aczkolwiek zmarznięta.
- Ale tutaj jest... ładnie... - dziewczyna wyraźnie chwilę zastanawiała się nad określeniem domu.
- Spodziewałaś się wielkiego, nowoczesnego domu? - spytał rozbawiony Sam.
- Mniej więcej. - znowu uśmiechnęła się w swój uroczy, nieśmiały sposób.
- Okej. Prosto i na lewo jest pokój gościnny. Jest kominek, drewno obok, tylko musisz rozpalić. W szafie jest kilka moich koszulek i jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, jeśli nie czujesz się zbyt speszona, możesz użyć jednej z nich jako pidżamy. Na ile dni dostałaś zwolnienie?
- Trzy.
- Świetnie. Jesteś tu mile widziana, jak każdy członek watahy. Już nie wspomnę o tym, że jesteś alfą i moim obowiązkiem i przywilejem jest dbać o twój należyty stan. W pokoju są drzwi do łazienki, możesz z niej korzystać do woli, kuchnia jest po drugiej stronie korytarza. Odpoczywaj, ja idę pozyskać trochę informacji. - uśmiechnął się i poszedł na górę, do swojego pokoju.

***

- Ally? - zawołał Sam, zaglądając do pokoju dziewczyny. Widząc, że śpi, zrezygnował z jej budzenia i poszedł do kuchni. Cieszył się, że myśliwi to nic groźnego i po prostu pomylili wyznaczony dla nich teren. Już nie raz spotkał się z taką sytuacją. Jutro już ich nie będzie, znajomy prawnik Sama skutecznie poinformował mężczyzn o skutkach prawnych grasowania na prywatnym terenie.

<Ally?>

Od Sama CD. Ally

Brak komentarzy:
Sam wpatrywał się w dziewczynę z konsternacją. Wiedział, że musi szybko udzielić odpowiedzi, lecz potrzebował czasu, by zebrać wszystkie informacje w całość. Reakcja Ally go zaskoczyła, nie spodziewał się po niej takiego zachowania. Mimo wszystko, w jakiś sposób mu tym zaimponowała. Troszczyła się o swoje stado. Zadawane pytania były konkretne, dziewczyna od razu zaczęła myśleć o swoich podwładnych. Nadawała się na alfę.
- Spokojnie... - mruknął w pamięci szukając wszystkich ważnych informacji.
- Jak mogę być spokojna?! - oburzyła się Ally wstając - Na moim terenie grasują mysliwi a ja nic o nich nie wiem!
- Dobrze, rozumiem... Gdybym wiedział wcześniej o watasze, dałbym ci znać...
- Nieważne. - ucięła temat Ally.
Chłopak siłował się z bandażem na ręce który po chwili udało mu się zerwać. W miejscu rany widniał już tylko czerwonawy ślad który wkrótce zmieni się w bliznę.
"Alaska zrobi mi tam jakiś tatuaż. " - pomyślał.
Wstał, skrupulatnie złożył koc podniósł stołek i odszedł w stronę kuchni ciągnąc alfę za sobą. Zajrzał do lodówki, gdzie znalazł tylko mleko i jajka. Wyciągnął je, znalazł mąkę olej, cukier, patelnię, talerze i syrop klonowy jeszcze ważny i zabrał się za robienie amerykańskich pancakes'ów, odpowiadając jednocześnie na zadane wcześniej pytania.
- Z tego, co wiem to zwykli myśliwi. Są tu od ok. tygodnia, może dwóch. Naliczyłem 14. Mają zwykłe sztucery i dubeltówki, raczej nie mają pojęcia o istnieniu wilkołaków. Ustrzelili już dorodnego daniela i kilka dzików, wilków szukają dla futer. Nie wiem, skąd są, choć rejestracje ich aut wskazują na Alaskę. Alaskę, jako krainę, nie naszą Alaskę. Myślę, że mogę coś zdziałać, wiesz, mam kontakty w prawniczym świecie. Wilki są pod ochroną. - zmarszczył brwi, gdy o czymś sobie przypomniał. - Masz tu może jakąś koszulkę? Trochę mi chłodno. - uśmiechnął się szelmowsko, podając dziewczynie talerz z naleśnikami.

Ally?

poniedziałek, 23 lutego 2015

Od Alaski c.d Alfiego

Brak komentarzy:
Nie zdziwiła jej taka odpowiedź, chyba nawet czuła lekką satysfakcję z tego, że uniknęła kolejnego nudnego pytania, polegającego na słodzeniu sobie nawzajem.
Wiedziała, że Alfie prowadzi z nią grę, ale nie przejmowała się tym, iż chce się nią pobawić. Nie była normalną, urocza dziewczyną, której zależy na miłości. Ona lubiła przyjemność, przyjemność z seksu, a także z odrzucania kolejnych adoratorów myślących, iż będzie z tego coś więcej. Poza tym, nie przejmowała się ludźmi. Nie obchodziło ją zdanie innych, nawet jeśli było to zdanie o niej. Wyuczyła w sobie obojętność, między innymi ze względu na swoje tatuaże, które nieraz były przyczyną wulgaryzmów i "hejtów" w stronę jej osoby.
Krótko mówiąc, miała w dupie, że Alfie jest betą, że chce się zabawić jej kosztem, przelecieć i zostawić. Bądź co bądź byli w jednej watasze, miałaby ewentualną okazję do zemsty. Jedyne, co nie dawało jej spokoju, to wrażenie, iż Alfie nie zdaje sobie sprawy z tego, że są w jednym stadzie.
- Skoro więc doszliśmy do decyzji o zostawieniu głupich, słodkich i pseudoromantycznych obyczajów, masz wybór, a mnie wszystko jedno co wybierzesz, choć miło by było spędzić razem noc. Tylko decyduj się szybko, bo jeśli odmówisz, to zdążę jeszcze na autobus powrotny w okolice Big Brothera. - w dalszym ciągu mierzyła się z nim na spojrzenia, nie zamierzając ulec.

<Alfie?>

Od Sama c.d Ally

Brak komentarzy:
Ponownie zamknął oczy, gdyż nie był w stanie utrzymać ich otwartych.
Jeszcze nim całkowicie otrząsnął się z otępienia, jakby z oddali doszedł do niego delikatny, dziewczęcy głos. Powoli i głęboko wciągnął powietrze i poczuł delikatny zapach kawy, którym zwykle pachnie jego ulubiona kawiarnia. Co z tego, że sieciówka i drogo. Cenił Starbucks'a za dobry personel i pyszną kawę. Poza tym, bądź co bądź był aktorem. To nie pieniędzy mu brakowało.
- Słyszysz mnie? - tajemniczy głos znów ponowił pytanie o samopoczucie. Dopiero wtedy Sam uświadomił sobie, iż jego powieki wciąż pozostają zamknięte. Otworzył więc oczy, walcząc z ogromnie silną ochotę na ponowne zapadnięcie w sen. Kiedy obraz nieco mu się wyostrzył, zobaczył niską, ale szczupłą brunetkę, na której twarzy malował się najsłodszy i najpiękniejszy nieśmiały uśmiech, którego pozazdrościć mogła nawet Jeniffer Lawrence. Przypomniał sobie, jak razem z nią śmiali się z Josha, kiedy nie mógł prawidłowo wypowiedzieć swojej kwestii. Dźwięczny śmiech aktorki zabrzmiał w jego uszach, a przed oczami pojawiła się uśmiechnięta Jen. Odgonił od siebie wspomnienia i ponownie popatrzył na siedzącą obok dziewczynę. Tak, zdecydowanie miała piękny uśmiech, zresztą sama również była piękna. 
Nagle uświadomił sobie, że wciąż nie odpowiedział na jej pytanie.
- Dobrze... Tak myślę... Ale co się właściwie stało? - dziewczyna skierowała wzrok na jego zabandażowane ramię. Powędrował za jej wzrokiem i wszystko sobie przypomniał. Ramię zaczęło pulsować i ból znów dawał się odczuć. Stęknął cicho i usiadł niezgrabnie.
- Znalazłam cię przed wejściem. Więcej niestety nie wiem. - mruknęła w odpowiedzi.
- Tak, tak. Już sobie przypomniałem. Chyba się już przedstawiałem, ale bynajmniej nie był to odpowiedni sposób, z tego co mi się wydaje. Jestem Sam.
- Ally. Wspominałeś coś o...
- Łowcach. Myśliwych. Tak, z dnia na dzień są coraz bliżej. Mieszkam niedaleko, więc obserwuję przyjezdnych. Bez wątpienia na coś polują...

<Ally?>

Od Hayley c.d Alfiego

Brak komentarzy:
Miałam szczerze go dosyć. Kolejny, który jest lepszy. Beta. Oto i uzasadnienie, wyższa pozycja w hierarchii powody do bycia lepszym. Przecież ja, a on to niebo ziemia. Ot jeden z powodów przez, który średnio przepadam za watahami: hierarchia. Są też plusy, w grupie Ci którzy mają za zadanie mnie znaleźć mają kilka przeszkód do przejścia. Mam tak ogromną ochotę zmieszać go z błotem, ale nie mogę jeżeli chcę zostać w watasze.
-A więc Beta, a może mam Ci mówić Książę? Nie odpowiadaj. Twoja fałszywa skromność kazałaby Ci zaprzeczyć. Więc Księciuniu, chyba musimy się pożegnać. Mam szczerą nadzieję, że nie będę miała okazji spotkać Cię pod postacią człowieka. Chyba, że... spotka mnie ten zaszczyt by przyłożyć Ci lśniący nóż do szyi.- odparłam z pogardą i złośliwym uśmieszkiem.- Pozwoli Książę, że odejdę.- ukłoniłam się teatralnie ignorując jego postawę sygnalizującą abym została. Miałam dziwne wrażenie, jego zapał nagle zgasł niczym zwykła, niewielka zapałka. Zrezygnował ze śledzenia mnie, szczerze to ten fakt trochę mnie niepokoił, ale był w pełni pozytywny.
Niewiele czasu było mi potrzebne abym mogła zlokalizować swój samochód, w którego wyposażeniu było moje ubranie.
-Dupek-burknęłam zapinając biustonosz, wtedy w lusterku ujrzałam mężczyznę.-Cholera-szepnęłam pod nosem.
-Dupek, chodziło może o tego wilka, który mógł przerwać melodie twojego serca?-odparł zbliżając się.
-Dokładnie-uśmiechnęłam się nie odwracając, ale nadal obserwując go w lusterku auta.
-Zwątpiłaś we mnie myśląc, że od tak cię puszczę?- już prawie czułam jego oddech na ramieniu przyprawiający mnie o ciarki.
-Nie, po prostu myślałam, że nie jesteś jakimś zboczeńcem przeszkadzającym mi w ubraniu się, ale i tak wpadłeś trochę za późno.-uśmiechnęłam się tryumfalnie.
-To, że ty zobaczyłaś mnie będąc dopiero w bieliźnie nie znaczy, że nie było mnie tutaj wcześniej. Mogłaś to przecież stwierdzić po przedziurawionych kołach swojego samochodu.
-Świetnie-syknęłam przez zaciśnięte zęby.- Nie spodziewałam się, że Książę może dopuścić się tak nikczemnego czynu.- odparłam z przybranym wcześniej tonem, wyciągając włosy spod nałożonej koszulki na której widniał nadruk AC/DC. 
-No co? A rozumiem. Książę nie słuchał takiego brzmienia, nie szkodzi, ja jestem inna. Ta z niższych sfer.- uśmiechnęłam się analizując mężczyznę. Dobrze zbudowany z za ładną twarzyczką, jak na takiego dupka. W łóżku pewnie też nie jest najgorszy.
-Droga panienko z niższych sfer, ja słuchałem takich brzmień od kołyski, kiedy mam czytała Ci bajeczki na dobranoc.-uśmiechnął się.
-Nie włączajmy w naszą rozmowę sfery rodzinnej.- odparłam chłodno oglądając opony.
-Nie ma na co patrzeć, postarałem się aby pozbyć się z nich doszczętnie powietrza-zaśmiał się bacznie na mnie patrząc i słowami wyprzedzając moje ruchy-A! Zapasowe koła, dziwiłem się kiedy ujrzałem ich aż 1, 2 ...- zaczął liczyć na palcach, nie wiem czy liczył na mój śmiech- aż 4 w twoim bagażniku, ale wiem jedno. Pływają sobie gdzieś w jeziorze.- na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek, który już jest przeze mnie znienawidzony.
Opadłam na siedzenie zmęczona tą całą sytuacją.
-Tak to jest, jak rzucasz się silniejszym do gardła.-stanął nade mną opierając się przy okazji o auto. 
-Zdajesz sobie sprawę, że cię nie lubię?- uniosłam brwi
-Oczywiście, szczególnie w jeszcze tak niedawnej sytuacji kiedy byliśmy oboje pod postacią wilka.
-Świetnie, to może wyjaśnić to.- szybko chwyciłam nóż leżący na siedzeniu obok po czym rzuciłam nim w stronę mężczyzny stojącego na tle otwartych drzwi auta. Z łatwością dokonał uniku.
-Oj, nieładnie-pokiwał przecząco głową wyciągając nóż wbity w drzwi. 
-Mogłabym powiedzieć to samo, po tym, jak pozbawiłeś moje auto bez możliwości przemieszczenia się.- odparłam spokojnie.
-Może się przemieszczać, ale za pomocą lawety.-zaśmiał się obracając w dłoni mój nóż.-Gdzie idziesz ?- zapytał idąc krok w krok za mną.
-Nie masz lepszego zajęcia?-zapytałam z pretensją.
-Mam, to okazało się jednak najlepsze. Odpowiesz mi na zadane wcześniej pytanie?
-Idę w stronę drogi, może ktoś będzie bardziej uprzejmy i nie przebije opon mojego samochodu, a chociaż podrzuci mnie do miasta. Chociaż jednego nawet nie może już zrobić, bo nawet koła zapasowe dzięki twojej błyskotliwej osobie zostały spisane na straty. Kolejnym miejscem do, którego dążę jest miejsce, jak najdalej od ciebie, ale na to też mam nikłe szanse, iż nie odchodzisz na krok.
-Coraz bardziej mnie rozśmieszasz- zaśmiał się, po czym zmierzyłam go chłodnym wzrokiem.
Kiedy znaleźliśmy się na poboczu drogi niewiele samochodów miałam okazję zobaczyć i próbować zatrzymać,a kiedy się to udawało to kolega wilk robił swoje. Odstraszając atutami wilkołaka, bez potrzeby przemiany.
- Dobra, mam dość, ok? Poddaje się.- odparłam stając na przeciwko niego, że prawie nasze ciała się stykały, ale nie pozwoliłam na to.- Masz jakieś auto? telefon? super-moce w zanadrzu?- byłam już gotowa na każdą grę aktorską tylko aby nie być dłużej w tym chłodnym lesie.-Tylko nawet nie próbuj zaprzeczać, bo przecież jesteś taki cudowny.

Alfie?

niedziela, 22 lutego 2015

Od Alfiego c.d. Alaski

Brak komentarzy:
Uwielbiał się droczyć i trudno stwierdzić, czy to wada czy też zaleta. Zmierzył ją wzrokiem, udając, że się poważnie zastanawia nad jej propozycją. Randki według niego były zbędnymi potokami słów i słodyczy, w których się jedynie gra na zwłokę. Takie robienie apetytu przed kolacją. Durny wymysł romantyczek i autorek marnych romantyków.
- Hmm... nie - odpowiedział, jakby wcale ją nie podpuścił do zadania tego pytania. Cwaniak, co? Randki nie dla niego, wybaczcie drogie panie. Nie interesował się takimi rzeczami, on nie patrzył przyszłościowo, liczyło się dla niego jedynie to co tu i teraz się dzieje, tylko to go obchodziło. Spójrzmy na niego: nie ma pracy, mieszkania, swojego miejsca, nigdy nie miał dziewczyny dłużej niż dwa tygodnie, dużo pije, mało robi, nie ma wykształcenia, a jego odpowiedzialność jest na poziomie pięciolatka, albo i niższym. Owszem, na alfę by się nadawał, ale to tylko dzięki intuicji i instynkcie, który na razie zwyczajnie tłumił. Skoro on tak się przejmuje obecną chwilą, to powróćmy do niej zamiast spamić o jego umyśle, który nie jest zbyt skomplikowany. - Ja jestem dokładnie taki sam jak inni i jedyne co mnie interesuje to pozbawienie Cię majtek, ale miło, że pytasz. W każdym razie, moja odpowiedź brzmi nie. 
Rozbrajająca szczerość 2.0. Alfie był jedną z tych osób, co powie prosto w twarz co myśli i właśnie teraz to zrobił. Uśmiechnął się ponownie, zaczepnie i patrzył jej wyzywająco w oczy, jak zawsze ukazując swą dominacje. Typowy alfa osadzony w becie, a to ciekawe. W jego myślach niedługo potrwa taki stan, miał plany dotyczące wskoczenia szczebel wyżej w hierarchii, zrzucając aktualną alfę na sam dół, jednak na razie to bez znaczenia. Powróćmy do kwestii dobierania się do czyiś majtek. Czemu tego nie zrobił? Przecież on zawsze dostaje to, czego chce. Po pierwsze, chciał się z nią jeszcze podroczyć, potrzymać w niepewności, odrzucić ją. Po drugie, przez nią przerwał swoje "polowanie" więc miał prawo być zirytowany. Po trzecie, nie znał jej, nawet z widzenia nie kojarzył. Niestety, nieobecność w watasze przez tak długi okres czasu sprawiała, że nie znał nowych członków, więc nie miał pewności, czy ona jest jednym z nich czy może należy do konkurencyjnej watahy i po seksie nie chciałaby mu przypadkiem poderżnąć gardła. Albo przed, co kto woli, są różne fetysze, a bycie betą wiąże się z niebezpieczeństwem. To nie znaczyło, że się jej bał, wręcz przeciwnie, jednak wtedy byłby bezbronny i wyczerpany, a ona miałaby przewagę.

Alaska?

Od Sama

Brak komentarzy:
Jaskrawe promienie słońca przebijały się przez zamknięte powieki Sama,spokojnie odpoczywającego na werandzie. Światło było tak natarczywe, że biedny chłopak był zmuszony w końcu otworzyć oczy. Zrobił więc to, jednocześnie elegancko wstając, by zaraz z gracją się przeciągnąć. Szeroko otworzył usta i potężnie ziewnął, a jego język ułożył się w kształt malej łopatki do piasku( to jedna z cech, które mimo ludzkiej formy zostały mu z wilka). Na zakończenie rytuału poprawił rękami włosy i poszedł na przechadzkę po okolicy. Chciał zbadać nowy zapach, który ostatnio pojawił się niedaleko Siedziby. Strasznie go to męczyło.
Początkowo wędrował wzdłuż piaszczystej drogi, nieświadomie starając się iść jak najciszej. Poranne powietrze wypełniało jego płuca, dając mu siłę i orzeźwienie na rozpoczynany właśnie patrol. Takie poranki należały do ulubionej formy patrolu terenów. Uwielbiał przemierzać pokryty śniegiem las, patrzeć na nieśmiało wychodzące zza białej pierzyny przebiśniegi.
Kiedy uznał, że jest już dość daleko od swojego domu, sprawnie przemienił się w wilka. Uwielbiał zimą hasać po lesie, zwłaszcza, iż białe futro ułatwiało mu kamuflaż.
Zatrzymał się, gdy tylko usłyszał strzał. W wilczej postaci częściowo tracił swoje ludzkie "ja", więc zareagował, tak jak typowy, zwykły Canis Lupus. Postawił uszy, żeby wychwycić dźwięk.
Ktoś się zbliżał.
Chciał uciec, ale nie mógł przecież nikogo wpuścić na teren watahy. Zwłaszcza, jeśli byli to Łowcy.
usłyszał szelest w krzakach za nim i obrócił się w momencie, kiedy przybysz wystrzelił pocisk.
***
Pamiętam, jak bezsilny leżałem na śniegu. Mały, rubinowy punkcik, pulsujący ostatkiem życia, marznący, otoczony przez wilki. Zatapiały we mnie swe kły, szarpały moje ubrania, wgniatały mnie w śnieg, czerwony od mojej krwi. Osłaniały mnie przed najmniejszą cząstką ciepła, jakie dawało mi słońce. lód połyskiwał na ich kryzach, tak obfitych i majestatycznych.
Oddechy drapieżników przybierały zmatowiałe kształty, które natychmiast zawisały w mroźnym powietrzu. Zapach ich sierści, piżmowy i ziemisty, przywodził mi na myśl mokrego psa i woń palonych liści; był zarazem przyjemny i przerażający.
Z każdą chwilą ich pyski były coraz bliżej pulsujących krwią żył na mojej szyi.
Mogłem krzyczeć, lecz nie krzyczałem. Mogłem walczyć, mogłem je przepędzić, lecz tego nie zrobiłem. Po prostu leżałem, wpatrzony w intrygujące oczy tych stworzeń. Nie byłem w stanie zrobić choćby najmniejszego ruchu, pozwalałem, by robiły to, co robią.
Coraz więcej agresji.
Coraz więcej bólu.
Coraz więcej strachu.
A później przyjdzie spokój.
Myślałem tylko o jednym. Z całych sił, wytężając swój umysł, próbowałem przypomnieć sobie, jakie to uczucie, gdy człowiekowi jest ciepło.
Potem wilki jeszcze bardziej zacieśniły krąg. Podeszły zbyt blisko. Dusiłem się nie mogłem złapać oddechu. Coś zdawało się trzepotać i wyrywać z mojej piersi.
Nie było światła nie było słońca. Umierałem. Nie byłem w stanie przywołać do siebie obrazu błękitnego nieba.
Lecz nie umarłem. Dryfowałem, zagubiony w morzu zimna, by powrócić nagle do świata, odrodzić się w świecie ciepła.
Powstać w innym ciele.
Stałem się wilkiem, zdolnym do niemożliwych rzeczy. Zmienił się odbiór świata, moje postrzeganie go. Byłem silniejszy, zwinniejszy.
Już nie byłem sobą.
To mój początek, początek końca.
Nie wiem, co będzie dalej.

***
"Przeklęci myśliwi"- zaklną w duchu Sam.
Z trudem przemierzał las. Początkowo, w wilczej formie, nie zdawał sobie sprawy, że został postrzelony. Dopiero w momencie, kiedy jego ciało było zbyt wyczerpane, by zostać w formie wilka, zmuszony był przejść bolesny powrót to stanu człowieczego. Z jego ramienia obficie lała się krew. Sama rana nie była bardzo groźna, ale duży upływ krwi już tak.
Swoją drogę znaczył czerwonym tropem, niezwykle łatwym do zauważenia na białym śniegu. Był na siebie zły, bo teraz każda istota będzie w stanie go odnaleźć.
Na szczęście siedziba była blisko. Praktycznie doczołgał się do drzwi, które otworzyła mu, jak mniemał, alfa watahy. Na jej twarzy ukazał się wyraz zaskoczenia i troski. Pomógł mu wejść do środka.
- Jestem... Sam...
- Ally.
- Myśliwi... Grasują po lesie... Wilki są w niebezpieczeństwie...
Chwilę później osunął się w mrok.

Ally?

Od Alfiego c.d Hayley

Brak komentarzy:
Zjeżona sierść, odsłonięte kły w grymaśnym uśmiechu, niski warkot, sztywne łapy, podniesiony wysoko ogon. Okrążał ją powoli, bacznie obserwując każdy jej ruch, gotów się bronić. Wolał, by to ona pierwsza zaatakowała, by mieć okazję poznania jej sposobu walki. To byłaby niezwykle cenna wiedza. Tak jak myślał, tak i się stało: wilczyca go zaatakowała, a on z łatwością odparł atak, zaskoczony jej zuchwałością. Po co się tak piekliła? Nie wystarczyło pogadać, tylko musi od razu rzucać się obcemu do gardła? Pff. Alfie wcale nie był taki groźny.
- Wściekłaś się czy co? - spytał przewracając ślepiami. Chyba ktoś tutaj nie zna się na żartach. Zmierzył ją pilnym wzrokiem i usiadł sobie, co było oznaką nie tyle wyluzowania, ile pogardy. Doskonale wiedział, że był starszy i silniejszy, mógł z łatwością zatopić kły w jej gardle i trzymać dopóty dopóki jej ciało nie przestanie drgać. A jednak tego nie robił, kto normalny zagryza wszystkich na swoich drodze? Po drugie wystarczyłoby jedynie, żeby ją przewrócił na grzbiet, co jest komunikatem jasnym i ukazującym dominacje Alfiego. Był betą, wilkiem który szczerzy kły na niższych w hierarchii. To beta wymierza kary i przywraca do pionu osobnika, który postanowił podskoczyć w hierarchii. Atak Hayley na niego był wyzwaniem, które odrzucił. Nie miał ochoty dziś na przepychanki, nie traktował tego na serio, dlatego warkot ucichł, choć on sam nie spokorniał. Sam się nie przemieniał, kiedy on by był w postaci ludzkiej miała wielką szansę zadać mu poważniejsze obrażenia niż małe draśnięcia, które teraz przez gęstą sierść ledwie dojdą do skóry. Prędzej wolałby, by ona pierwsza to zrobiła, choć wiedział, że szanse są marne. Nie każda kobieta lubi stawać naga na przeciwko nieznajomego, a niestety, nawet najlepsze ubrania nie wytrzymują przemiany. Poza tym źle leżą na wilczym ciele.

Hayley?

Od Alaski c.d. Alfiego

Brak komentarzy:
Dziewczyna wbiła wzrok w oczy Alfiego, tak że przez chwilę między nimi trwała bezgłośna walka. Wiedziała, iż chłopak nie odpuści, w końcu był betą, lecz ona też nie zamierzała ulec. Ciągle więc wpatrując się w zielone oczy wilkołaka, odpowiedziała na zadane przez niego pytanie.
- Naprawdę myślisz, że chcę się z Tobą przespać tylko dlatego, że jesteś betą? - mruknęła nieco arogancko.
- Nie powiedziałem tylko.
- Jeden pies. Jesteś przystojny, masz ładną twarz, twoje oczy i uśmiech zachwycają, twoja ironia jest urocza.
- No i jestem betą. - skwitował Alfie.
- To też. Nie zaproponowałabym ci tego, gdybyś był brzydkim betą, niezdolnym do wysłowienia się i z przestrachem w oczach, kotku. - zripostowała Alaska. 
-Jesteś inna niż wszystkie dziewczyny...
- Tak, tak, wiem. 
- Podobam ci się zatem? To czemu nie chcesz się ze mną umówić? - mruknął uśmiechnięty wilkołak. - Jak normalny chłopak i dziewczyna.
- Bo się nie zgodzisz. - pokazała mu język, oczywiście z kolczykiem w kształcie czerwonej tabletki.
- Tego nie wiesz.
- A to nie chłopak powinien proponować dziewczynie wyjście na randkę? 
- Al, żyjemy w XXI wieku.
- W sumie, czemu nie? - uśmiechnęła się nieco złowrogo, by zaraz przybrać wyraz twarzy parodiujący zakochane nastolatki i spytać: 
- Umówisz się ze mną, Alfie?

Alfie?

Od Alfiego c.d. Alaski

Brak komentarzy:
Alfie to naprawdę dobrze dobrane imię dla bad-boy'a, co? Takie groźne! Wrrr. A mimo to lubił swoje imię, a raczej zdrobnienie od niego. Było krótkie, łatwe do zapamiętania i fajnie brzmiało, gdyby nie fakt, że wyzywają go od kotojada i Alfa z Melmak. Jednak miałby się przedstawiać "Alfons"? Może lepiej nie. W każdym razie, raczej nie był rozczarowany widokiem ów wilka, który stanął na jego drodze. Nie jest tajemnicą, że to kobieciarz, któremu tylko jedno w głowie. Bywało nawet tak, że przekładał to nad wszystko inne, bądź też nie mógł się skupić na walce, przez co nie raz oberwał od kobiety. Napalony idiota to doskonałe określenie i jak widać, jego sława wyprzedza jego samego. Jak to powiedział Rocky: nie zapamiętają ciebie, a opinię o tobie. W jego przypadku było to jak najbardziej zrozumiałe, plotki zawsze rozchodzą się błyskawicznie. Nawet wśród wilkołaków, jak widać. Przechylił głowę w bok, niczym nierozumny szczeniak i uśmiechnął się lekko. Alfie może i miał ładne oczy, buźkę też, jednak to uśmiech sprawiał, że kobietą miękły nogi. Co gorsze, wiedział o tym, przez co jego ego dosięgało nieba. Od dzieciństwa miał powtarzane, że rozumem nie grzeszy, więc musi zdać się na ciało. Swoją drogą, jaka nauczycielka tak mówi swojemu dziecku? Co prawda Alfie tępakiem nie jest, ale do geniusza mu daleko, jednak zauważył coś dziwnego w tej rozmowie, co zamierzał wypomnieć.
- Czyżbyś proponowała mi to dla tego, że jestem betą? - zapytał, unosząc prawą brew i w ogóle nie zwracając uwagi na rzygającego faceta w tle. Bardzo romantycznie, prawda? - Choć nie ukrywam, kusząca propozycja - powiedział, nieco nachylając się w jej stronę. Alfie jest bardzo łatwy, zaciągnąć go do łóżka to zazwyczaj żaden problem, o ile kobieta mieści się w jego skali urody, która swoją drogą jest dość obszerna. Zwilżył lekko górną wargę językiem, dalej obserwując ją, dalej brnąc w tą gierkę, w której jedyną zasadą jest to, że nie ma zasad, a wszelkie granice były przekraczane. I uwielbiał tą grę. Na razie był to dopiero początek, a zakończenie już było znane.

Alaska?

Od Hayley c.d Alfiego

Brak komentarzy:
Nie lubię błąkać się po okolicy pod postacią wilka, ale dziś wyjątkowo postanowiłam nie sprzeciwiać się instynktom, nie chciałam ponownie przechodzić przez bolesny rytuał, który powstrzymałby mnie od przemiany w kupkę sierści.
Chyba pewność siebie wyprawia mnie na manowce. Coś było nie tak, nie potrzebowałam wielu czynników by móc to stwierdzić. Po pierwsze byłam na otwartej przestrzeni, a w powietrzu unosił się zapach wilka. Instynktownie zjeżyło mi się futro na grzbiecie. Światło księżyca połyskiwało wewnątrz mgły, sztucznie rozjaśniając świat. Bezgłośnie skradam się w ciemnościach. Słyszę tylko swój oddech, gdy powoli wciągam powietrze poprzez obnażone kły. Poduszki moich łap miękko opadają na puszysty śnieg. Nozdrza lekko mi drgają. Wsłuchuję się w bicie własnego serca, tłumiąc szmer pobliskiego strumyka. Suchy patyk zaczyna pękać pod moją łapą. Zamieram. Zaczynam sobie wyobrażać pociechę wilka z mojego nieodpowiedzialnego ruchu. Czekam. Czekam z nadzieją, że jakimś cudem nie usłyszy, jakimś cudem nie będę musiała spojrzeć w świecące ślepia. Minęło trochę czasu, zanim znów ostrożnie unoszę łapę.
-"Cicho"- uporczywie sobie powtarzam. Czuję kolejny zimny powiew powietrza zmieszany z zapachem basiora, tak jestem pewna , że to basior, ale nie ma się z czego cieszyć. Żołądek mam ściśnięty i pusty. Na rzecz własnego bezpieczeństwa, aby nie podać się ,jak na talerzu, postanowiłam zrezygnować ze zwierzyny. Owszem może nie należy to do moich zwyczajów, ale mam dziwne przeczucia. Nagle moją uwagę przykuwa jakiś szelest w pobliżu. Bez żadnych wątpliwości ten wilkołak nie zaprosi mnie na herbatkę i ciasteczko, również nie będziemy razem ubierać lalek. Dlaczego to wiem? O jego osobowości świadczył kolor sierści, była tak czarna jakby przed chwilą kąpał się w smole. Jego pysk rozświetla blask jego zielonych ślepi, które jakby złośliwie się do mnie uśmiechały.
-"W końcu ktoś w moich barwach"-zaśmiałam się, nie przestając go analizować.
Jego zapach był trochę bardziej ludzki, zalatywało od niego zapachem taniego whisky, pachniał dokładnie jak mężczyźni goszczący pod moją ladą w Cherry Bomb. Strasznie drażnił moje nozdrza. Miałam szczerą nadzieję, że chociaż tu nie poczuje tego zapachu.
Nie miałam zamiaru uciekać chociażby wzrokiem. Z trudem opanowywałam swoje chęci ataku na basiora. Nerwowo w przyszpiliłam swoje pazury w lekko glebę wolną od śniegu. Chęci skoczenia mu do gardła wcale nie malały, przeciwnie wzrastały wraz z zasobami energii. Starałam się opanować. Zwolnić bicie serce i przyśpieszony oddech. Nie kulturalnie byłoby atakować jednego ze swoich, prawda? Na dodatek nie jestem pewna co do jego pozycji w hierarchii, ale nie patrząc, ja z łatwością wpadam w kłopoty. Mimowolnie futro na moim karku jeży się i unosi. Zbliżał się. Spokojnie niczym nie wzruszony. Gdybym wiedziała rozłożyłabym mu wcześniej czerwony dywan. Jedyne czego byłam pewna to: "Bez pochopnych ruchów", mogę źle na tym skończyć. Nie dlatego, że może źle to odebrać i zaatakować, bardziej się boję, że jeśli oderwę łapy od podłoża, rzucę się mu do gardła. Zbliża się bezszelestnie. Mierzymy się wzrokiem. Pod wpływem tego spojrzenia futro na moim karku i wzdłuż kręgosłupa jeży się coraz bardziej. W mojej głowie coraz głośniej nabrzmiewają sygnały ostrzegawcze. Obnażam kły. Warkot w moim gardle narasta tak powoli, że czuję jego wibracje na języku, zanim stanie się słyszalny. Po chwili miałam zaszczyt ujrzeć ostre kły kolegi naprzeciwko.
-"I co teraz? Przecież po tym wątpię, że zaprosi cię na kawę, a atakować, nawet nie próbuj"-usłyszałam zaczynając wewnętrzny konflikt.
-"Czyli co poddać się?"-zapytałam z pretensją.
Przewróciłam się na plecy, w celu odsłonięcia brzucha. spuściłam oczy, kuliłam się przy ziemi, by moje ciało wyglądało na mniejsze. Wilk dziwnie na mnie patrzy. Gdyby był człowiekiem pewnie głośno by się zaśmiał.- właśnie dlatego tego nie zrobię. Nie poddam się. Nie pokaże uległości. Jest nadzieja, że umrę z uśmiechem. Co ja gadam, nie umrę. Teraz najgłośniejsze zjawisko to nasz zmieszany warkot. Nie byłam pewna swojej decyzji, czyli ataku. Zaczęliśmy kroczy w kołu bacznie obserwując nawzajem swoje ruchy.
-Jest ryzyko jest zabawa, prawda tatusiu?- szepnęłam z uśmiechem, po czym zwinnie skoczyłam na basiora, który z łatwością zrzucił mnie z siebie. Stojąc nade mną zyskał całkowitą dominację, facetom zawszę się tak wydaje.
-Tyle mojej zabawy- przewróciłam zielonymi ślepiami. "Jeszcze sporo pracy przede mną, ale kiedyś sytuacja będzie odwrotna."- uśmiechnęłam się. Pewnie głowił się, dlaczego się śmieję. przecież to ja jestem na pozycji straconej, czego tu się cieszyć? Może cieszę się ze swojej determinacji? Z niewielkim trudnościami zrzuciłam z siebie wilka, po czym ponownie stanęłam na łapach.
-"Ciekawe pierwsze wrażenie"-pomyślałam. Nagle jego warkot ucichł wraz z moim. Wtedy zyskałam pewność, że nie zrobi mi krzywdy. Gdyby chciał zrobił by to już wtedy, kiedy był nade mną mógł swoimi kłami rozerwać moje buzujące gorącą krwią tętnice. Chyba straciłam ochotę bawić się w czworo noga. Chociaż szczerze nie jestem pewna, czy chcę aby ujrzał mnie pod postacią człowieka.


(Alfie?)

Od Alaski c.d. Alfiego

Brak komentarzy:
Znudzona przemierzała najbardziej rozrywkowe ulice miasta. Mimo zimowej pory miała na sobie zaledwie cienką, skórzaną kurtkę. Kilka drinków wypitych w pobliskiej knajpce przyjemnie ogrzewało ją od środka. Wiatr czochrał jej włosy, odsłaniając tunele w uszach i spiderbite'sy, umiejscowione tuż przy lewym kąciku dolnej wargi. Alaska miała ochotę kogoś poznać. Co prawda miała już kilka okazji tego wieczoru, kiedy w klubie ludzie lgnęli do niej jak ćmy do światła, ale ona miała już dość nudnych ludzkich podrostków.
Mimo tego, że wyszła po prostu się zabawić, nie przestawała być czujna. Doświadczenie mówiło jej, iż w każdej chwili może natknąć się na Łowców. Nie chciała tego, zresztą żaden wilkołak nie byłby chętny do oddania się w ręce tych barbarzyńców.
Zauważywszy małą, ciemną uliczkę skręciła w nią, chcąc uniknąć wiatru, który z każdą chwilą się wzmagał. Przycupnęła na rogu i obserwowała ludzi, którzy pijani toczyli się po ulicach. Jeden chłopak, całkiem przystojny, właśnie zwymiotował do klombki ładnych kwiatków. Nie wiedziała, jaki to gatunek, ale bardzo spodobał jej się ich kształt i kolor.
- Dobry pomysł na tatuaż... - mruknęła sama do siebie.
- Masz na myśli rzygającego faceta? - zza jej lewego ramienia dobiegł ją przyjemnie brzmiący, męski głos. Drgnęła zaskoczona i błyskawicznie obróciła się ku przybyszowi. Stali bardzo blisko siebie, niemal stykając się klatkami piersiowymi. Przybysz był wyższy, a jego zielone oczy zdawały się pochłaniać ją w całości. Alaska postanowiła zachować spokój.
- Co w tym miejscu robi samotna likantropka? -mruknął nieco arogancko, ale z wyczuciem, aby nie odrzucić dziewczyny od siebie.
- Mogę zadać ci to samo pytanie. - również przybrała taki ton. - Ale jesteśmy tu chyba w podobnych celach, prawda? Jestem Alaska.
- Alfie. Co masz na myśli?
- Jesteś betą? Betą tutejszej watahy?
- Owszem.
- Świetnie. Pomińmy temat wilkołactwa. Jeśli znudziłeś się już ludzkimi kobietami, zapraszam do siebie. Noc bez żadnych zobowiązań. Co ty na to?

Alfie? xd

Samuel Alexander Claflin

3 komentarze:
IMIĘ/IMIONA: Samuel Alexander
NAZWISKO: Claflin
PSEUDONIM: Jeśli zdrobnienia „Sam” i „Alex” można uznać za pseudonimy, to tak. Zresztą sam chłopak woli te zdrobnienia od swoich prawdziwych imion, za którymi nie przepada.
DZIEŃ URODZIN: 17 marca
WIEK: 25 lat
ZAWÓD: No cóż… Sam jest aktorem. I dość sławnym, w końcu grał role w takich filmach jak „Piraci z Karaibów”, „W pierścieniu ognia”, „Królewna Śnieżka i Łowca”… Sława nieco go przytłacza, dlatego ze względu na swoją popularność wyprowadził się do lasu. Mieszka jakieś 2km od siedziby watahy.
RANGA: Ze względu na ciągłą bliskość siedziby Sam zdecydował się zostać patrolującym. No bo kto lepiej zauważy obcego, niż osoba, która mieszka tu na stałe?
Czasem odgrywa również aptekarza.
SPRAWNOŚĆ:
fizyczna: Alex to wysportowany i silny mężczyzna, jeden z tych, którzy wolą „kaloryfer” od „termoforu” czy „bojlera”. Przez swoje aktywne zainteresowanie piłką nożną w młodości biega szybko, cicho i długo. Tak, wytrzymałość to jeden z jego najlepszych atutów. Oprócz tego doskonała znajomość terenów i mieszkanie na zalesionym terenie nauczyły go bezszelestnego poruszania się, tak by nikt nie był zdolny wychwycić jego zapachu, oraz „zlewania” się z tłem. Na potrzeby swoich ról musiał nauczyć się wyśmienitego posługiwania się bronią białą i palną, a także bicia się na pięści. Jest w tym naprawdę dobry.
mentalna: Jest wytrzymały psychicznie, całkowicie zdrowy.
CHARAKTER:  „Zwyczajne kłamstwo jest nadzwyczaj częstą wadą wśród młodzieży i niestety poważną chorobą całego świata. Spotkacie ją zarówno u niecywilizowanych plemion jak i w kulturalnych krajach. Mówienie prawdy, a w konsekwencji wyniesienie człowieka na poziom autorytetu, zmienią całkowicie charakter człowieka i charakter narodu. Dlatego ciąży na nas obowiązek by zrobić wszystko co można, aby wpoić chłopcom poczucie honoru i nauczyć ich prawdomówności.” 
Tak właśnie został wychowany Sam. Nikt nie nauczył go kłamać, a on uważa tę umiejętność za hamartię większości ludzi. Bardzo ceni sobie szczerość, choćby miało go to zranić.
Z reguły jest przyjaźnie nastawiony do wszystkich, lubi się uśmiechać, prawdziwy z niego optymista. Potrafi słuchać, robi to częściej niż mówi. Ta umiejętność pozwala mu również na zaczerpnięcie wiedzy o kimś, kogo nigdy nie spotkał. Dlatego wie o ludziach więcej, niż myślą. Szarmancki i kulturalny wobec kobiet, nie potrafi się zmusić, żeby jakąkolwiek skrzywdzić. Nawet, jeśli celowałaby do niego z pistoletu. Nie jest to spowodowane flirciarstwem, takiego zachowania Sam nie znosi. Po prostu tak został wychowany. Umiejętnie posługuje się również językiem ironii i sarkazmu, często używa go wśród przyjaciół.
RODZINA: Źle wspomina swoją rodzinę, wyrzekł się ich.
ZAUROCZENIE: Allyson , a jeśli chcesz, możesz liczyć również jego szczeniaka, małą Rosie.
EX: -
POTOMSTWO: -
HISTORIA: Urodził się w 1990 roku w Ipswich, Anglia. Uczęszczał do Costessey High School w Norwich. Jako mały chłopiec był wielkim fanem piłki nożnej i przejawiał niemały talent do gry. W wieku 16 lat, po dwukrotnym złamaniu kostki, zmuszony był zrezygnować z pasji. Do aktorstwa zachęcił go nauczyciel z liceum, zobaczywszy jego występ w szkolnym przedstawieniu. W 2003 roku podjął studia sztuki scenicznej w Norwich City College, by niedługo później przenieść się do słynnej London Academy of Music and Dramatic Art. Na małym ekranie debiutował w 2010 roku drugoplanową rolą w "Filarach Ziemi", równocześnie pojawił się również w "Any Human Heart". Już w kwietniu tego samego roku udało mu się dostać angaż w hollywoodziej kontynuacji przebojowej serii "Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach". Zanim megaprodukcja debiutowała w kinach, można było oglądać go w roli piłkarza Duncana Edwardsa w telewizyjnym "United" wyprodukowanym dla BBC. Niedługo później został obsadzony w kolejnym blockbusterze - "Królewnie Śnieżce i Łowcy". W sierpniu 2012 otrzymał angaż do drugiej części cyklu "Igrzyska śmierci". Sam do końca nie wie, kiedy stał się wilkołakiem. Pewnego dnia po prostu padł na ziemię i zaczął zwijać się w konwulsjach, by zaraz jako wilk wybić szybę z drzwi prowadzących na taras i uciec do pobliskiego lasu. Odtąd musi bardzo uważać, żeby podczas występowania w kolejnym filmie nie zmienić się w wielkiego, białego wilka.
CIEKAWOSTKI: 
~ ma psa, małego border collie
~ jego policzki mają dołeczki
~ uwielbia starbucksa
SZCZEGÓŁOWE INFORMACJE:
wzrost: 184 cm, niezbyt dużo, ale cóż, tak bywa.
kolor oczu: Zielonobłękitne, jak turkusowe morze.
kolor włosów / sierści: Jako człowiek ma czuprynę wiecznie zmierzwionych blond włosów. Jako wilk aksamitne białe futro.
ulubiona forma: Ludzka
choroby: Nieee, chyba nie.
uzależnienia: kawa
stosunek do: 

  • wilkołaków: przyjazny, w końcu jak mógłby być wrogi dla kogoś, kto jest tym samym, co on
  • watah: raczej neutralny, nie wyskakuje z obnażonymi kłami, po prostu idzie meldować
  • samotników: przyjazny
  • ludzi: przyjazny
  • łowców: wrogi
AUTOR: Szwecja162

Od Alfiego

Brak komentarzy:
Alfie stronił od członków watahy, wolał chodzić własnymi ścieżkami, więc nikogo nie zdziwiło, że od dwóch tygodni nie pojawiał się w ich stronach. Owszem, był w mieście, jednak pragnął poczuć smak wolności, tak jak kiedyś. Dlatego ponownie wcielił się w samotnika, kiedy przemierzał ulice w poszukiwaniu tańszej bądź droższej rozrywki. Jego wesołe, zielone ślepia błądziły po budynkach i jarzących się, neonowych szyldach, a on sam kroczył pewnym, sprężystym krokiem po chodniku, z dłońmi w kieszeniach i podśpiewując pod nosem "it's my life". Klub do którego dziś miał zamiar wpaść, trudniący się najlepszym striptizem w mieście, dziś został niestety zamknięty. Najpewniej był nalot władz, którzy ujrzeli narkotyki bądź inne nielegalne działania tego miejsca, ale Alfie wiedział, że jutro ponownie drzwi będą stały otworem. Oni zawsze umieli się wymigać od odpowiedzialności. Tak jak on sam, tyle, że on wykorzystywał do tego urok osobisty i spryt. Zawsze udawało mu się wyjść cało z opresji, a co najważniejsze - bez niczyjej pomocy. Nie ciągnęło go do innych. Ani do wilkołaków, ani do ludzi, nie chciał mieć przyjaciół, stałej dziewczyny, rodziny. Nie pragnął posiadać bliskich, tak więc nie był w zażyłych relacjach ze swą watahą, choć ich lubił. Znaczy nie wszystkich, jednak znaczącą większość. Czemu więc nie spędzał z nimi czasu? Był typowym przywódcą, jakby się nie starał i tak się przyłapywał na pełnieniu funkcji alfy, a wcale nie polegało to jedynie na rządzeniu się.
Przeczesał włosy dłonią, wkraczając do jakiegoś baru, jednego z tych co przy barku siedzą starsi mężczyźni, zalewając smutki wysokoprocentowym alkoholem w akompaniamencie starych piosenek Iron Maiden. Usiadł pomiędzy nimi, zamawiając whisky i postanowił nieco się ponudzić, szukając jakiejkolwiek okazji do zabawy. Widocznie wybrał kiepskie miejsce - oprócz bójki o rozlane piwo nic się tutaj nie działo. Jak nuuuudnooooo. Szybka decyzja, jeszcze parę shotów i idziemy w miasto, by dobrze się bawić przez resztę nocy. I tak godzinę później, podpity i szukający wrażeń mężczyzna ponownie wylądował w mieście, jednak tym razem krążył po jego najbardziej imprezowej ulicy, niczym sęp czekający na jakąś okazję. Czujne oko wypatrywało ofiary, czyhając na bezbronną, samotną dziewczynę, którą mógłby dziś pozbawić tej niewinności, a rano zniknąć jak kamień w wodę, pozostawiając po sobie jedynie mgliste wspomnienie uwodzicielskiego uśmiechu, niskiego głosu i głodnych, zielonych oczu, naznaczając jej ciało malinkami. Był drapieżnikiem doskonałym: wiecznie głodnym i nie przepuszczającym żadnej okazji, zawsze dostając to, czego pragnie. Nie mógł wyładowywać emocji w inny sposób, morderstwami mógł się łatwo zdradzić, za to masowy podrywacz furory nie robił. I tutaj, w ludzkim świecie wypełniał swą powinność. Dominował innych jak alfa, dopadał ofiary jak sprinter, czasem działał w grupie - ze skrzydłowym, czyli naganiaczem. Każdy element jego życia idealnie pokrywał się z tym wilczym, jego dzikość była widoczna w każdym momencie jego życia. Dziś nie dane mu było zapolować, bowiem łowy przerwał inny wilkołak. Był z jego stada, przez co nie mógł tak zwyczajnie go zignorować i sobie pójść, ponieważ nie wypada. Pierw go wyczuł: wilczek stał pod wiatr. Westchnął głośno i postanowił sprawdzić ten trop. Dość szybko na swojej drodze spotkał...

Ktoś?

piątek, 20 lutego 2015

Alaska Margothea Rothmann

4 komentarze:

IMIĘ/IMIONA: Alaska Margothea
NAZWISKO: Rothmann
PSEUDONIM: Margo, Al, ”Róda”
DZIEŃ URODZIN: 13 marca
WIEK: już wkrótce 22 wiosny
ZAWÓD: Prowadzi studio tatuaży, jest właścicielką dumnego tytułu „miss tatuażu 2013”
RANGA: sprinterka
SPRAWNOŚĆ:
fizyczna: No cóż, ta niepozorna i nazbyt szczupła istota kryje w sobie więcej siły, niż ktokolwiek może się spodziewać. Mało kto dorównuje jej szybkością, a zacisk szczęk (wilczych oczywiście) budzi uznanie wśród innych. Potrafi, zarówno w człowieczej jak i wilczej postaci, biec długo, szybko i bezszelestnie. Wykonywanie tatuaży wyostrzyło jej wzrok, a dziaranie się uodporniło na ból. Nawet w największych męczarniach nie wyda z siebie jęku.
mentalna: masochistka, uzależniona od tatuaży
CHARAKTER: Alaska jest na pozór spokojną, opanowaną i zamkniętą w sobie dziewczyną. Ale wszyscy dobrze wiedzą, że pozory mylą… A w tym przypadku BARDZO mylą. Wśród dobrych znajomych staje się uśmiechnięta, energiczna, zdaje się być niepoprawną optymistką. I tu znowu błąd, bo świat nigdy nie widział większej pesymistki i egzystencjalistki od Margo. W stosunku do obcych jest nieufna i ironiczna. Dla nielubianych przez nią osób nieco bezduszna, wredna i chamska. Jest zmienna, o czym świadczy częsta zmiana koloru włosów i wciąż nowe tatuaże. Ale cóż, tak bywa.
RODZINA: Nie zna swojej rodziny. Całe życie spędziła w domu dziecka.
ZAUROCZENIE: Nie poznała swojej jedynej miłości. Jak na razie miała facetów i sama była dziewczyną „na jedną noc”.
EX: -
POTOMSTWO: -
HISTORIA: Historia Al. Nie jest za ciekawa. Wilkołakiem była od urodzenia, nigdy nie poznała swojej matki. Jedyne co wie, to to, że to właśnie ona sprowadziła na nią likantropie życie przez zjedzenie wilczej jagody. W sierocińcu była wyrzutkiem, musiała ukrywać się ze swoim prawdziwym obliczem. Później skończyła 18 lat, oddała się swoim pasjom i wstąpiła do watahy.
CIEKAWOSTKI: 
~ została wilkołakiem przez zjedzenie wilczych jagód przez jej matkę
~ dorabia jako wokalistka w klubach
~ maluje obrazy
~ jest uzależniona od słodyczy
SZCZEGÓŁOWE INFORMACJE:
wzrost: ma dokładnie 174cm, ani za dużo, ani za mało  kolor oczu: czarne
kolor włosów / sierści: aktualnie jej włosy są czerwone, z blond końcówkami, co jednak może ulec zmianie. Jako wilka ma zwykłe, bure futro.
ulubiona forma: Wilcza
choroby: -
uzależnienia: Papierosy
stosunek do:

  • wilkołaków: znośny
  • watah: neutralny
  • samotników: przyjazny
  • ludzi: wrogi
  • łowców: wrogi
AUTOR: Szwecja162

Hayley Holt

5 komentarzy:
IMIĘ/IMIONA: Hayley
NAZWISKO: Holt
PSEUDONIM: Little Wolf- owszem tak właśnie brzmi jej znienawidzony pseudonim. Nazwali ja tak jej pierwsi wilczy przyjaciele, którzy byli przy jej przemianie. Nazwali ją tak, ponieważ była najmniejsza z nich wszystkich co do wilczych rozmiarów, ale za to najbardziej zadziorna.
DZIEŃ URODZIN: 31 października
WIEK: 20 lat
ZAWÓD: barmanka w Cherry Bomb
RANGA: Bloker
SPRAWNOŚĆ:
fizyczna: do wysiłków Hayley nie należy uniesienie pilota, ciężko pracuje nad swoją figurą i niedociągnięciami w umiejętnościach. Świetnie opanowała władanie bronią palną krótką i różnego rodzaju ostrzem, które zawsze ma przy sobie. Jest wyjątkowo zręczna, z łatwością wykonuje trudniejsze techniki. Dziewczyna jest odporna na ból. Wielu to dziwi, ale dla niej to nic nadzwyczajnego. Co do wspomnianych wcześniej niedociągnięć umiejętności jest dosyć słaba, pracuje nad tym, ale na pstrykniecie palców nie będzie przenosić gór.
mentalna: sprawność mentalna jest uważana za podstawę wszystkiego, nie ma z nią większych problemów. Wielu ludzi może jej zarzuć, że i owszem jest chora psychicznie, ale jeśli zajdzie taka potrzeba zajrzy do lekarza.
CHARAKTER: "Suka!"- nie zaprzeczy, ale po tym określeniu skierowanym do jej osoby możesz grzać łóżko w szpitalu przez dość długi okres czasu, lubi słuchać o sobie ciekawych bajek, ale jeszcze bardziej lubi spełniać skutki takich opowiadań. Można też powiedzieć, że w pewnym stopniu jest egoistką, ale szczerze uważa, że w obecnym świecie jest to cecha niezbędna do przetrwania. Biegle operuje językiem sarkazmu, zdarza się też, że często mówi kilka słów za dużo, co okazuję się nie najlepszym wyjściem. Dziewczyna często jest mylnie brana za spokojną i cichą, owszem jest taka, ale kiedy śpi. Hayley jest nie zwykle porywcza i agresywna, jeżeli będzie Ci się należało oberwiesz, nie zważa na twój obecny status społeczny, czy pozycje w hierarchii watahy. Charakteryzuję ją też ogromny zasób wewnętrznego cynizmu zmieszanego z odwagą. Nie lubi różnego rodzaju bójek, bo nie lubi wyróżniać się z tłumu, ale często dzieje się inaczej. Ma doskonałą świadomość swoich możliwości, wie na co ją stać, zawsze również analizuje przeciwnika, przed poważnym ruchem, czasami jej przypuszczenia niestety okazują się błędne. Ma także liczne zasoby dumy i pewności siebie pozwalające na wiele dosyć interesujących ruchów. Posiada jeszcze wiele cech, które dają jej skłonność łatwego wpadania w tarapaty, gorzej czasami bywa z "wypadaniem" z owych tarapatów. Jest niezwykle dociekliwa i jeżeli zechce się czegoś dowiedzieć, zrobi wszystko choćby miała wyciągnąć Ci tą informacje prosto z gardła. Nieobliczalna, nie jestem pewna, czy to będzie dobra cecha, ale jeśli uważasz, że cecha nosząca tą nazwę będzie mogła wytłumaczyć jej zachowanie, że kiedy wracasz do domu, w twoim łóżku widzisz smacznie śpiącą dziewczynę, której 
Ty nie znasz, a ona nawet zna datę twoich urodzin, to właśnie o to mi chodziło, Bóg wie co ona może wymyślić lub do czego się posunąć.
Hayley posiada poczucie humoru, nie przywiązywała ogromnej wagi do ludzi, ma świadomość tego, że oni odchodzą i przychodzą. Posiada poczucie humoru i uwielbia się bawić, ale często odmawia sobie takich przyjemności, jak np. kąpanie się w kieliszkach szkockiej, czy tańczenie na ladzie. Czasami potrafi być tak zdesperowana nieokreśloną sytuacją, że samotnie upije się w domu i bez wyczucia rytmu do dosyć głośnej muzyki będzie tańczyć po całym mieszkaniu, tak do dosyć częsty rytuał, spytajcie sąsiadów.
Dziewczyna dosyć trudno potrafi komuś zaufać, czy z kimś pracować, ale nie zaprzecza, że jest to możliwe. Jeśli chodzi o zaufanie, czasami lepiej jej nie ufać. Hayley jest wyjątkowo sprytna i chytra, potrafi odegrać pewne scenki by dotrzeć do upragnionego celu, do którego dąży chociaż by po trupach. Właśnie jeśli mowa o trupach, ona nie żartuje. Nie stwarzajmy zbędnych pozorów, że jeżeli wychowywała się w trudnych i obcych dla niej warunkach nic mi nie zrobi, na pewno z chęcią i ogromną satysfakcją kilkakrotnie przekręci srebrnym ostrzem w twojej piersi jeśli zagrasz jej na nerwach. 
Jeśli chodzi o sprawy miłosne, ma po żebrami cykające serduszko, ale sam fakt, że Hayley nie jest łatwo dziewczyną do zdobycia może odstraszać. Mężczyźni również będą mieli u niej trudno z zapracowaniem na zaufaniem, przez jej przeszłość, nie za dobrą nie za złą, ale jednak rodzinne relacje mają jakiś wpływ. Czuję lekką odrazę do mężczyzn, ale nie zmieni przez to orientacji! Nadal ją strasznie pociągają, ale mimo przeszłość, mimo kwestie pociągania, nie spojrzy, czy jesteś dwa razy taki jak ona i tak uderzy. Owszem, po jej poczynaniach można stwierdzić, że jest głupia i naiwna, ale tak nie jest, ona lubi zadziwiać i łamać wszelkie stereotypy.
Nie zapominając, może i kilkakrotnie miała ręce umoczone w cudzej krwi, ale jest istotą o miękkim sercu. (ale to dziwnie brzmi) Potrafi ukazywać swoje kobiece atuty, ale nie mylić ja z kobietą lekkich obyczajów. Pozbawiona skorupy jest strasznie delikatna i czuła... Zła i dobra, cóż za połączenie, niczym pospolity człowiek.
RODZINA: 
zastępcza
  • Trevor Holt (ojciec)- jest tradycyjnym ojcem stawiającym na swoim. Jego stanowczość jest tak okazała, że nawet jego żona nie zdoła mu się sprzeciwić. Rzadko bywa w domu jego praca wymaga ciągłych wyjazdów służbowych. Charakteryzuje się on również dużą porywczością i agresją, która nie raz dała się poczuć na obcym policzku. Jest to typowy męski dupek, czekający tylko na okazję kiedy będzie mógł przelecieć obcą panienkę, zamiast spędzić czas z kochającą żoną. Mimo to wśród swoich przyjaciół, zresztą nie lepszych cieszy się opinią wzorowego męża i ojca, z czym żona i córka nie mogą się zgodzić.
  • Sophia Holt (matka) - cicha i spokojna kobitka nie mająca nigdy nic do powiedzenia co mogłoby być przeciwne zdaniu jej męża po incydencie, kiedy zyskała potężne uderzenie, które stało się skutkiem zarzucenia mężowy, że ten ją zdradza. Hayley często nie mogła patrzeć, jak Trevor ją traktuję, ale Sophia, nigdy nie dała sobie pomóc, ale często lgnęła z pomocą do małej dziewczynki o długich ciemnych lokach, kiedy jej oczy nagle miały ten smutny błysk w sobie.

ZAUROCZENIE: -
EX: -
POTOMSTWO: -
HISTORIA: Wychowywała się w bogatej rodzinie w której nigdy nie brakowało chleba. Ojciec pracuje w megakorporacji zarabiając na wygodne życie, matka zawsze w domu czekająca z ciepłym obiadem prze ogromnym stole, czego chcieć więcej? Biologicznych rodziców. Miała wszystko jeżeli chodzi o rzeczy materialne, szczerze nie przerażał jej fakt, że do obcych ludzi musiała zwracać się: "mamo", "tato". Owszem, kilka razy podczas dorodnej kłótni, zdarzyło jej się głośno zaprzeczyć ten fakt i trzasnąć drzwiami, ale nigdy nie upierała się o ucieczki, bunty, czy poszukiwania prawdziwych rodziców. Dorastanie okazało się dla niej bardzo trudnym okresem życia, co przyczyniło się do wykształtowania jej takiego, a nie innego charakteru. Liczne zakazy, nakazy ograniczające jej jaką kol wiek swobodę sprawiły, że coraz bardziej zaczęła jej pragnąć, co w końcu dało początek wyraźnego okresu zamknięcia własnego wnętrza i otwarcia okna, aby móc następnie przez nie wyskoczyć. Sophie? Kobieta, która tak strasznie starała się być idealną żoną i matką, która tak pragnęła idealnej rodziny... Tak, starała się pomóc jej, jak najlepiej w każdej sytuacji, być wtedy kiedy jest potrzebna, ale Hayley nie miała serca przysparzać jej więcej zmartwień, wystarczył jej fakt iż ma agresywnego męża i brak świadomości, że ją zdradza. Ile to razy Hayley pragnęła wydrapać mu oczy garnące siędo czyiś biustów.  W tym i tak trudnym okresie doszły również początkowe etapy przemian, które okazały się strasznie bolesne. Udawało jej się przechodzić je poza domem, miała świadomość tego, że w domu jest to nie dopuszczalne, brakowało jeszcze sierści na drogim dywanie, po czy zapewne została by wyrzucona wraz z dywanem. Nadszedł czas wyboru kierunku studiów, wybór niewielkiego mieszkanka w centrum Edmonton, czas wielkiej szansy dla dziewczyny, ale oczywiście ta szansa nie mogła by być tak prosto osiągalna. Pieniędzy na rodzinnym, jak lodu, ale też lodem było serce jej ojca, który nie dość, że sam był problemem to świetnie mu wychodziło stwarzanie ich. Strasznie podobała mu się jego pozycja na szczycie domowej hierarchii, dlatego nie chciał pozbyć się jednej z sił roboczych, Hayley. Postawił jej pewne ultimatum, z myślą, że pozostanie pod jego dachem. Jeżeli Hayley postanowi przekroczyć dom, nie dostanie złamanego grosza i zostanie zmuszona żyć na własną rękę. "-Jest ryzyko jest zabawa, nie tatusiu? Ty wiesz coś o tym najlepiej wskakując z jednej pościeli w drugą"- tak odpowiedziała mu z uśmiechem prosto w twarz ze spakowanymi już walizkami, również wtedy prosto w twarz dostała mocnym uderzeniem od potężnego mężczyzny. Wcale nie zdziwiło jej to zachowanie, zdążyła to przewidzieć. Ojciec nie był świadomy sprytu swojej córki, która miała jego kartę i PIN który mogła by wyrecytować z wybraną intencją. Owszem zorientował się, ale po czasie. 
Obecnie dziewczyna mieszka jak zaplanowała, w centrum okazałego miasta Edmonton, nie dając znaku życia swoim jakże "kochanym" rodzicom., ale z chęcią złoży im wizytę. Nie posiada jakiejś lepszej pracy, ale wcale nie posiada jakiś wysokich wymagań. 
CIEKAWOSTKI: 
-ma liczne blizny, przez nie uwagę podczas walk, oraz przez przemiany.
-studiowała medycynę
-na jej ciele gości kilka tatuaży 
-rysuje po kryjomu
-nigdy jeszcze nie potrafiła na prawdę kochać
-niezwykle ciągnie ją do ryzyka
-marzy o pracy w galerii artystycznej
-kiedy się upije należy mieć ją na oku, na prawdę.
SZCZEGÓŁOWE INFORMACJE:
wzrost: metr osiemdziesiąt dwa .
kolor oczu: jej oczy to nie tylko instrumenty wzroku, ale też coś wyjątkowego od czego trudno się oderwać. Kolor zależy od światła, ale nie zważając są zielone z lekkimi pasami bursztynu.
kolor włosów / sierści: Jej sierść jest czarna, ale na krańcu pysku widnieje biała łata.
ulubiona forma: zdecydowanie ludzka forma jest dla niej wygodniejsza i pewniejsza.
choroby:-
uzależnienia: 
-na pewno od powietrza
-wpadania w kłopoty
stosunek do: 
  • wilkołaków: No dobra, niby sami swoi, ale osobiście z zaufaniem to ciężko, co ja gadam w każdej grupie ciężko z zaufaniem, ale tu chodzi o takiego konika. Te całe wilkołaki, to czasami są jak jakieś łaszące się koty "chodź jesteś jednym z nas, zaufaj opowiedz o problemach...", albo całkowici indywidualiści, którzy stoją na przeciwko siebie i się gapią. Więc traktowanie takie średnie, ale tolerancja w każdym bądź razie istnieje.
  • watah: Eh... watahy, watahy. Osobiście nie ma żadnych "ale", no dobra jedno jest. Ogólnie watahy są w porządku, pozostaje jeden mały problem, nie lubi być zależna, gdyby nie ta całą zależność funkcjonowania w grupie i te inne bzdety, wszystko było by okay.
  • samotników: Samotnicy to rodzaj, może nie o tyle grup, ale pewnych jednostek, których warto się obawiać. Stara się omijać ich łukiem w postaci wilka, jak i człowieka. Ewentualnie jeżeli wyczuje, że strach wobec danego samotnika jest zbędny, kto wie może i razem rozszarpią jakiegoś człowieka?
  • ludzi: traktuje ich neutralnie, czyli ani nie za dobrze, a ni nie tak źle. Wielu ludzi szanuje, wielu darzy nienawiścią, ale koniec końców sama jest człowiekiem.
  • łowców: reakcje Hayley na poszczególne grupy nie są zbyt piękne, ale oto grupa frajerów, których nie trawi z wyjątkową chęcią zapewnienia im jak najdłuższego i największego cierpienia. Jeden fakt, który wręcz błaga aby wydłubać im oczy pozostawiając nagie oczodoły to to, że uważają się za lepszych, kolejny to ten, że oni zabijają takich jak Hayley, co staje się powodem by z ich klatki piersiowej nie wydobył się żaden odgłos.

AUTOR: marci12387
Layout by TYLER