Łowy i głód
nigdy się nie kończą

niedziela, 22 lutego 2015

Od Sama

Jaskrawe promienie słońca przebijały się przez zamknięte powieki Sama,spokojnie odpoczywającego na werandzie. Światło było tak natarczywe, że biedny chłopak był zmuszony w końcu otworzyć oczy. Zrobił więc to, jednocześnie elegancko wstając, by zaraz z gracją się przeciągnąć. Szeroko otworzył usta i potężnie ziewnął, a jego język ułożył się w kształt malej łopatki do piasku( to jedna z cech, które mimo ludzkiej formy zostały mu z wilka). Na zakończenie rytuału poprawił rękami włosy i poszedł na przechadzkę po okolicy. Chciał zbadać nowy zapach, który ostatnio pojawił się niedaleko Siedziby. Strasznie go to męczyło.
Początkowo wędrował wzdłuż piaszczystej drogi, nieświadomie starając się iść jak najciszej. Poranne powietrze wypełniało jego płuca, dając mu siłę i orzeźwienie na rozpoczynany właśnie patrol. Takie poranki należały do ulubionej formy patrolu terenów. Uwielbiał przemierzać pokryty śniegiem las, patrzeć na nieśmiało wychodzące zza białej pierzyny przebiśniegi.
Kiedy uznał, że jest już dość daleko od swojego domu, sprawnie przemienił się w wilka. Uwielbiał zimą hasać po lesie, zwłaszcza, iż białe futro ułatwiało mu kamuflaż.
Zatrzymał się, gdy tylko usłyszał strzał. W wilczej postaci częściowo tracił swoje ludzkie "ja", więc zareagował, tak jak typowy, zwykły Canis Lupus. Postawił uszy, żeby wychwycić dźwięk.
Ktoś się zbliżał.
Chciał uciec, ale nie mógł przecież nikogo wpuścić na teren watahy. Zwłaszcza, jeśli byli to Łowcy.
usłyszał szelest w krzakach za nim i obrócił się w momencie, kiedy przybysz wystrzelił pocisk.
***
Pamiętam, jak bezsilny leżałem na śniegu. Mały, rubinowy punkcik, pulsujący ostatkiem życia, marznący, otoczony przez wilki. Zatapiały we mnie swe kły, szarpały moje ubrania, wgniatały mnie w śnieg, czerwony od mojej krwi. Osłaniały mnie przed najmniejszą cząstką ciepła, jakie dawało mi słońce. lód połyskiwał na ich kryzach, tak obfitych i majestatycznych.
Oddechy drapieżników przybierały zmatowiałe kształty, które natychmiast zawisały w mroźnym powietrzu. Zapach ich sierści, piżmowy i ziemisty, przywodził mi na myśl mokrego psa i woń palonych liści; był zarazem przyjemny i przerażający.
Z każdą chwilą ich pyski były coraz bliżej pulsujących krwią żył na mojej szyi.
Mogłem krzyczeć, lecz nie krzyczałem. Mogłem walczyć, mogłem je przepędzić, lecz tego nie zrobiłem. Po prostu leżałem, wpatrzony w intrygujące oczy tych stworzeń. Nie byłem w stanie zrobić choćby najmniejszego ruchu, pozwalałem, by robiły to, co robią.
Coraz więcej agresji.
Coraz więcej bólu.
Coraz więcej strachu.
A później przyjdzie spokój.
Myślałem tylko o jednym. Z całych sił, wytężając swój umysł, próbowałem przypomnieć sobie, jakie to uczucie, gdy człowiekowi jest ciepło.
Potem wilki jeszcze bardziej zacieśniły krąg. Podeszły zbyt blisko. Dusiłem się nie mogłem złapać oddechu. Coś zdawało się trzepotać i wyrywać z mojej piersi.
Nie było światła nie było słońca. Umierałem. Nie byłem w stanie przywołać do siebie obrazu błękitnego nieba.
Lecz nie umarłem. Dryfowałem, zagubiony w morzu zimna, by powrócić nagle do świata, odrodzić się w świecie ciepła.
Powstać w innym ciele.
Stałem się wilkiem, zdolnym do niemożliwych rzeczy. Zmienił się odbiór świata, moje postrzeganie go. Byłem silniejszy, zwinniejszy.
Już nie byłem sobą.
To mój początek, początek końca.
Nie wiem, co będzie dalej.

***
"Przeklęci myśliwi"- zaklną w duchu Sam.
Z trudem przemierzał las. Początkowo, w wilczej formie, nie zdawał sobie sprawy, że został postrzelony. Dopiero w momencie, kiedy jego ciało było zbyt wyczerpane, by zostać w formie wilka, zmuszony był przejść bolesny powrót to stanu człowieczego. Z jego ramienia obficie lała się krew. Sama rana nie była bardzo groźna, ale duży upływ krwi już tak.
Swoją drogę znaczył czerwonym tropem, niezwykle łatwym do zauważenia na białym śniegu. Był na siebie zły, bo teraz każda istota będzie w stanie go odnaleźć.
Na szczęście siedziba była blisko. Praktycznie doczołgał się do drzwi, które otworzyła mu, jak mniemał, alfa watahy. Na jej twarzy ukazał się wyraz zaskoczenia i troski. Pomógł mu wejść do środka.
- Jestem... Sam...
- Ally.
- Myśliwi... Grasują po lesie... Wilki są w niebezpieczeństwie...
Chwilę później osunął się w mrok.

Ally?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by TYLER