Łowy i głód
nigdy się nie kończą

wtorek, 24 lutego 2015

Od Alfiego c.d Hayley

Złośliwy uśmiech nie schodził z jego ust, kiedy obserwował jej oburzenie. Świetnie się bawił doprowadzając kobietę do białej gorączki, denerwując ją na wszelkie sposoby. Od podglądania - które swoją drogą było jedynie miłym bonusem - przez przedziurawienie kół, aż do uniemożliwienie złapania stopa, będąc wrzodem na tyłku. Wyjątkowo przeszkadzającym i uporczywym wrzodem, czego nie wynagradzała jej nawet ładna buźka. Co prawda nie była taka wyjątkowa, typowa twarzyczka niegrzecznego chłopca, łobuza, która jednak zachowała chłopięcy urok, jednak wyróżniał go fakt, że nie tracił go z biegiem lat. Cóż, przynajmniej zawsze mógł wykorzystać ją, przecież na niego się nie da gniewać, a przynajmniej każdy mu tak mówił, co wcale nie sprzyjało zmniejszenia jego arogancji. Jak na razie jego plan spełniał się w stu procentach. Szybka przemiana, włożenie na siebie czegokolwiek (przez co miał na sobie ciemne, wytarte, niedbale wciągnięte jeansy, trapery i czarną koszulę), znalezienie jej auta, przedziurawienie kół oraz pozbycie się zapasowych, poczekanie na nią i denerwowanie. Lubił takie zabawy.
- Owszem, jestem taki cudowny, a mój bat-mobil spoi niedaleko - powiedział i nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i ruszył do swojego samochodu. Z kieszeni wyjął koszmar dla nosa, którym jest fajka. Dym podrażniał wrażliwy zmysł powonienia, podduszając i zdecydowanie wdychanie go nie było zbyt przyjemnym przeżyciem, które było spotęgowane tojadem zmieszanym z tytoniem. Alfie był zdania, że słabości należy zwalczać, nawet te wrodzone, dlatego dodawał ten okropny składnik. Zamierzał uodpornić płuca na palony tojad, który coraz częściej jest używany przez łowców. Już i tak odniósł swój mały sukces i nie kaszlał przy takiej ilości, jaką miał w fajce teraz, ale za to usłyszał jak Hayley kaszle z tyłu. Uśmiechnął się złośliwie i odwrócił głowę w jej stronę, w miarę możliwości. - Przeszkadza Ci? - spytał, że niby troszczy się o nią, bla, bla, bla, co było do bólu oczywistą ściemą i graniem jej na nerwach. Zaciągnął się. Nie palił już od ładnych paru lat, co jest długą historią, więc nie będę jej opowiadać.
- Co to jest?! - wykrztusiła, nadal się dusząc okropnym dymem.
- Tytoń - odpowiedział obojętnie, po czym ponownie się zaciągając i patrząc się przed siebie. Kolejna porcja tojadu dotarła do płuc, katując je niemiłosiernie. - I tojad - dodał, skręcając z drogi w stronę polany, po leśnej, słabo wyjeżdżonej drodze, by po niecałej minucie dotrzeć do celu. Po środku stał czerwony kabriolet ze zdejmowanym dachem, do którego bez chwili wahania wszedł Alfie. Hayley zajęła miejsce koło niego, a on odpalił samochód. Czas na bardzo ważne pytanie. Tak oznaczało miłą pogawędkę. Nie: tragiczny koniec. - Należysz do tutejszej watahy?
Nie przyznawał się jeszcze do tego, że sam do niej należy.

Hayley?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by TYLER