Jedynie zaśmiał się i pokręcił głową słysząc jej słowa. Miała cięty język, nie ma co. Nawet nie podążył za nią wzrokiem, jakby zupełnie zapomniał o rozmowie jaka przed chwilą miała miejsce, po czym poszedł swoją drogą, rozglądając się nieco po drodze. Już był na dobrej trasie do jednego z lepszych nocnych klubów, w którym w każdy weekend odbywała się impreza porównywalna z projektem X, odbywało się jedynie bez psychopaty podpalającego okolicę, zazwyczaj również nie gościła tutaj policja. Zazwyczaj. Znów Alaska przerwała mu tą podróż, za co był gotowy po prostu ją rozszarpać. Jak ona tak może, nawet w spokoju Alfie zabawić się nie może. Tak, ten wieczór nie będzie udany. Najpierw poczuł niepokój, naprawdę mocny niepokój, który często towarzyszył krzywdzie członka stada i zaraz potem wyczuł silny zapach strachu. Był to jeden z tych tak wyraźnych, że i w postaci ludzkiej doskonale go czuł. W końcu nie bez powodu tyle się powtarza, że zwierze wyczuwa strach. Teraz czekał go dylemat: zabawić się w bohatera, czy zignorować Alaskę, której najpewniej działo się coś złego. Była dużą dziewczynką, raczej umiała się obronić. Eh... pozycja bety do czegoś zobowiązuje.
Zboczył z trasy, próbując namierzyć ją. Nie było trudno, dość szybko usłyszał odgłosy szarpaniny i spokojnie, nie śpiesząc się ruszył w tamtym kierunku. No i znalazł ją, wraz z jakimś oblechem. Kobieta definitywnie potrzebowała pomocy, którą Alfie po krótkim namyśle postanowił użyczyć. Nie podszedł do tego jakoś szczególnie emocjonalnie, ale jednak. Złapał gościa za szmaty i pociągnął w tył, w swoją stronę.
- Stary, "nie" znaczy "nie" - powiedział i bez żadnego "pardon" zwyczajnie walnął gościa. Krótko mówiąc, gość miał naprawdę przerąbane, Alfie bardzo lubił swój kastet i nosił go ze sobą niemal zawsze, a uderzenie nim boli jak cholera, nie mówiąc o szkodach jakie wyrządza. Wystarczy by złamać komuś szczękę. Nic dziwnego, że koleś padł na ziemię. Alfons westchnął i mruknął pod nosem coś brzmiącego jak "mięczak", po czym podniósł za szmaty gościa i uderzył jeszcze raz. A na dokładkę jeszcze dwa razy, czy też trzy, sprawiające, że napaleniec pluł krwią. - Tak to się robi, skarbie - rzucił obojętnie, po czym na odchodne kopnął go między żebra. I tak miał obcy farta, że Alfie miał dobry humor, w innym razie skończyłoby się to znacznie krwawiej.
Alaska?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz