Łowy i głód
nigdy się nie kończą

niedziela, 22 lutego 2015

Od Hayley c.d Alfiego

Nie lubię błąkać się po okolicy pod postacią wilka, ale dziś wyjątkowo postanowiłam nie sprzeciwiać się instynktom, nie chciałam ponownie przechodzić przez bolesny rytuał, który powstrzymałby mnie od przemiany w kupkę sierści.
Chyba pewność siebie wyprawia mnie na manowce. Coś było nie tak, nie potrzebowałam wielu czynników by móc to stwierdzić. Po pierwsze byłam na otwartej przestrzeni, a w powietrzu unosił się zapach wilka. Instynktownie zjeżyło mi się futro na grzbiecie. Światło księżyca połyskiwało wewnątrz mgły, sztucznie rozjaśniając świat. Bezgłośnie skradam się w ciemnościach. Słyszę tylko swój oddech, gdy powoli wciągam powietrze poprzez obnażone kły. Poduszki moich łap miękko opadają na puszysty śnieg. Nozdrza lekko mi drgają. Wsłuchuję się w bicie własnego serca, tłumiąc szmer pobliskiego strumyka. Suchy patyk zaczyna pękać pod moją łapą. Zamieram. Zaczynam sobie wyobrażać pociechę wilka z mojego nieodpowiedzialnego ruchu. Czekam. Czekam z nadzieją, że jakimś cudem nie usłyszy, jakimś cudem nie będę musiała spojrzeć w świecące ślepia. Minęło trochę czasu, zanim znów ostrożnie unoszę łapę.
-"Cicho"- uporczywie sobie powtarzam. Czuję kolejny zimny powiew powietrza zmieszany z zapachem basiora, tak jestem pewna , że to basior, ale nie ma się z czego cieszyć. Żołądek mam ściśnięty i pusty. Na rzecz własnego bezpieczeństwa, aby nie podać się ,jak na talerzu, postanowiłam zrezygnować ze zwierzyny. Owszem może nie należy to do moich zwyczajów, ale mam dziwne przeczucia. Nagle moją uwagę przykuwa jakiś szelest w pobliżu. Bez żadnych wątpliwości ten wilkołak nie zaprosi mnie na herbatkę i ciasteczko, również nie będziemy razem ubierać lalek. Dlaczego to wiem? O jego osobowości świadczył kolor sierści, była tak czarna jakby przed chwilą kąpał się w smole. Jego pysk rozświetla blask jego zielonych ślepi, które jakby złośliwie się do mnie uśmiechały.
-"W końcu ktoś w moich barwach"-zaśmiałam się, nie przestając go analizować.
Jego zapach był trochę bardziej ludzki, zalatywało od niego zapachem taniego whisky, pachniał dokładnie jak mężczyźni goszczący pod moją ladą w Cherry Bomb. Strasznie drażnił moje nozdrza. Miałam szczerą nadzieję, że chociaż tu nie poczuje tego zapachu.
Nie miałam zamiaru uciekać chociażby wzrokiem. Z trudem opanowywałam swoje chęci ataku na basiora. Nerwowo w przyszpiliłam swoje pazury w lekko glebę wolną od śniegu. Chęci skoczenia mu do gardła wcale nie malały, przeciwnie wzrastały wraz z zasobami energii. Starałam się opanować. Zwolnić bicie serce i przyśpieszony oddech. Nie kulturalnie byłoby atakować jednego ze swoich, prawda? Na dodatek nie jestem pewna co do jego pozycji w hierarchii, ale nie patrząc, ja z łatwością wpadam w kłopoty. Mimowolnie futro na moim karku jeży się i unosi. Zbliżał się. Spokojnie niczym nie wzruszony. Gdybym wiedziała rozłożyłabym mu wcześniej czerwony dywan. Jedyne czego byłam pewna to: "Bez pochopnych ruchów", mogę źle na tym skończyć. Nie dlatego, że może źle to odebrać i zaatakować, bardziej się boję, że jeśli oderwę łapy od podłoża, rzucę się mu do gardła. Zbliża się bezszelestnie. Mierzymy się wzrokiem. Pod wpływem tego spojrzenia futro na moim karku i wzdłuż kręgosłupa jeży się coraz bardziej. W mojej głowie coraz głośniej nabrzmiewają sygnały ostrzegawcze. Obnażam kły. Warkot w moim gardle narasta tak powoli, że czuję jego wibracje na języku, zanim stanie się słyszalny. Po chwili miałam zaszczyt ujrzeć ostre kły kolegi naprzeciwko.
-"I co teraz? Przecież po tym wątpię, że zaprosi cię na kawę, a atakować, nawet nie próbuj"-usłyszałam zaczynając wewnętrzny konflikt.
-"Czyli co poddać się?"-zapytałam z pretensją.
Przewróciłam się na plecy, w celu odsłonięcia brzucha. spuściłam oczy, kuliłam się przy ziemi, by moje ciało wyglądało na mniejsze. Wilk dziwnie na mnie patrzy. Gdyby był człowiekiem pewnie głośno by się zaśmiał.- właśnie dlatego tego nie zrobię. Nie poddam się. Nie pokaże uległości. Jest nadzieja, że umrę z uśmiechem. Co ja gadam, nie umrę. Teraz najgłośniejsze zjawisko to nasz zmieszany warkot. Nie byłam pewna swojej decyzji, czyli ataku. Zaczęliśmy kroczy w kołu bacznie obserwując nawzajem swoje ruchy.
-Jest ryzyko jest zabawa, prawda tatusiu?- szepnęłam z uśmiechem, po czym zwinnie skoczyłam na basiora, który z łatwością zrzucił mnie z siebie. Stojąc nade mną zyskał całkowitą dominację, facetom zawszę się tak wydaje.
-Tyle mojej zabawy- przewróciłam zielonymi ślepiami. "Jeszcze sporo pracy przede mną, ale kiedyś sytuacja będzie odwrotna."- uśmiechnęłam się. Pewnie głowił się, dlaczego się śmieję. przecież to ja jestem na pozycji straconej, czego tu się cieszyć? Może cieszę się ze swojej determinacji? Z niewielkim trudnościami zrzuciłam z siebie wilka, po czym ponownie stanęłam na łapach.
-"Ciekawe pierwsze wrażenie"-pomyślałam. Nagle jego warkot ucichł wraz z moim. Wtedy zyskałam pewność, że nie zrobi mi krzywdy. Gdyby chciał zrobił by to już wtedy, kiedy był nade mną mógł swoimi kłami rozerwać moje buzujące gorącą krwią tętnice. Chyba straciłam ochotę bawić się w czworo noga. Chociaż szczerze nie jestem pewna, czy chcę aby ujrzał mnie pod postacią człowieka.


(Alfie?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by TYLER