Łowy i głód
nigdy się nie kończą

czwartek, 5 marca 2015

Od Alfiego c.d Sama

Beta leżał na ziemi, a w okół niego była kałuża krwi. Przez chwilę próbował wstać - na daremno. Złamana kość nie odpowiadała na żadne bodźce, nie udało mu się nawet poruszyć nogą, za to ból w drugiej sprawiał, że nawet on miał ochotę łkać, mając cichą nadzieje, że jednak to ścięgno czy też staw nie jest przerwane, a jedynie nieco nadszarpnięte. Może i był wilkołakiem, a czas uzdrawiania się był znacznie skrócony, ale to nie oznaczało, że skutki tej walki leczyłby naprawdę długi czas. Zmierzył się z Samem wzrokiem, po czym parsknął śmiechem i opadł bezsilnie na ściółkę. Oczy miał przymknięte, ręce leżały na brzuchu, cały był pokryty krwią Sama. I swoją. Oblizał górną wargę, po czym odezwał się.
- To była dobra walka - wyszeptał niezwykle wymuszonym, zachrypniętym głosem, po czym jego ciałem zawładnęły skurcze, połączone z kaszlem. Wypluł krew, która widocznie nazbierała się w płucach. Na szczęście nie kaszlał długo, co oznaczało, że jednak tak poważnych obrażeń nie miał. Szybka decyzja: musi się z powrotem przemienić w wilka. Jako, że podczas przemian kości się łamały i powracały na swe miejsce, możliwe, że ów złamanie jego nogi również się samoistnie naprawi. Wiedział, że nie będzie to łatwe, jego ciało było całkowicie wycieńczone, a on sam miał ochotę oddać się w objęcia Morfeusza (czego nie mógł zrobić, bo były szanse, że już się nie wybudzi, wykrwawiając się przez sen). Ta przemiana była najtrudniejsza w jego życiu. Sam był świadkiem, jak pod skórą Alfiego przemieszczają i łamią się kości, ciało deformuje i pokrywa czarnym futrem, wydłużają się zęby do postaci kłów, tak jak paznokcie. To była naprawdę bolesna i bardzo powolna przemiana, bólu i Alfie - wilk znany z wytrzymałości - nie mógł wytrzymać. A jednak. Przetrwał. Ktoś jeszcze wątpi w jego zdolności? Każdy by wymiękł, a on brnął w to dalej, aż nie przybrał postaci wilka. Spojrzał na Sama, wiercąc go swymi ślepiami, po czym powoli, ledwie stawiając następne kroki ruszył w stronę Big Brother. Nikt nie wiedział, co go właściwie trzyma na nogach. Nie powinien móc się nawet podnieść. To właśnie siła woli sprawiła, że był tak znany. Zacisnął szczęki i powieki i ruszył. Po prostu ruszył i choć potykał się, raz nawet upadł, parę razy musiał oprzeć się o drzewo, zniknął z pola widzenia Sama. Trudno stwierdzić ile szedł do BB. Dla niego była to wieczność spędzona w piekle. Adrenalina przestała działać w połowie drogi, ból wtedy uderzył ze zdwojoną siłą, a on był gotowy odgryźć sobie łapy, byle tylko tego nie czuć. W końcu dotarł. Wspiął się na dwa pierwsze stopnie, po czym upadł/położył się na zimnych deskach, nie mając już szans na podniesienie się. Jedynie dwa razy dał o sobie znać, raz szurając pazurami, a drugi raz wydobył się z jego gardła dziwny dźwięk, trudny do opisania. Było to trochę wycie, trochę skomlenie. Cierpiał i było to bardzo wyraźnie słychać w jego głosie.

Ktoś? Sam, co u ciebie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by TYLER