Łowy i głód
nigdy się nie kończą

wtorek, 24 marca 2015

Od Deer c.d Mickey'a

Dziewczyna uśmiechnęła się starając dodać mu chociaż troszkę otuchy. Wiedziała, że jeżeli będzie się dopytywać nie wyjdzie jej to na dobre. Może kiedyś Mickey będzie chciał z nią porozmawiać. Może kiedyś...
- Super! Nie mogę się doczekać - ponownie wesoło się uśmiechnęła i obydwoje wyszli z budynku.
Suchy wiatr uderzył w ich ciała, nagie gałęzie drzew poruszyły się melancholijnie. Spojrzała w górę, widząc wspaniałe nieskazitelnie granatowe niebo i połyskujące od gwiazd. Łatwo było wywnioskować, że jutrzejszy dzień zapowiadał się ciepło i słonecznie. Deer nie chciała zamienić się w wilka, zainteresowała się osobą, która zaprosiła ją do owej watahy. Szli chwilę w milczeniu, ciemność spowiła ich ciała. 
- Więc... Czy BB to główna siedziba waszej watahy? - spytała.
Mimo wyostrzonych zmysłów nie mogła skupić się na drodze, ostrożnie stąpała po ścieżce usianej kamieniami. 
- Dokładnie tak - powiedział.- Niedawno przeszedł remont.
Z racji tego, że poprzedniego wieczoru dziewczyna ćwiczyła i uczyła się tekstu do nowej roli (oh jakże wspaniale być dublerką Julii w sztuce "Romeo i Julia"...) i przeznaczyła na naukę prawie całą noc, teraz była śpiąca. Tok myślenia Deer pokierował ją na stronę "Im szybciej tym lepiej". Bez uprzedzenia zamieniła się w średnich rozmiarów białego wilka wilka. Wydała z siebie niski pomruk by zatrzymać chłopaka. Bez żadnych problemów i on zamienił się w lykantropa, rozumiejąc że pod tą postacią będzie o wiele szybciej. Poruszyła głową by prowadził i zamachała ogonem, uśmiechając się po "wilczemu". Od razu wyczuła różne zapachy lasu. Uniosła głowę do góry smakując czyste i świeże powietrze napełnione po brzegi wspaniałymi aromatami. Ruszyli szybciej w stronę lasu, Deer biegła tam gdzie prowadził ją chłopak. Obydwoje na chwilę przystanęli jakby coś zaraz miało się stać. Niebo przecięła błyskawica, tuż za nią potężny grzmot. czyżby pierwsza wiosenna burza? Desiree wzdrygnęła się słysząc w dali niepokojąco znajomy dźwięk. Jakby wilcze wycie, pozbawione słów i emocji wołające kogoś, kto tak naprawdę nie istnieje. Strzygła chwilę uszami po czym widząc narastającą uwagę Mickey'ego na dźwięk dochodzący z lasu, ruszyła przodem. Wiódł ją teraz węch, który miała niemal doskonale wyostrzony. Wyłapała ciekawe zapachy, nawet wilcze mieszające się z ludzkimi ale także prawie znikomy zapach prochów strzelniczych. 
- To już chyba niedaleko - pomyślała, czując jak coś delikatnie uderza ją w ciało.
Deszcz.
Mickey?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by TYLER