- Erwi jesteś okropny! - krótkowłosa blondyna zaśmiała się głośno czując ciepłe usta swojego ukochanego na szyi.
Brunet w okularach zawtórował jej śmiechem.
- Jak dzieci - w drzwiach stanęła ognisto włosa dziewczyna.
Światło lampy oświetliło jej twarz. Stała uśmiechnięta, opierając się o stojak na wieszaki trzymając w ręce rekwizyt miecza.
- Zazdrościsz mi Deer - blondyna odsunęła się chłopaka i podeszła do stolika łapiąc za niewielką, niebieską torebkę.- Idziemy dzisiaj wieczorem do klubu ja, Erwin, Annie, Kyle i Luke. Mam za zadanie wyciągnąć cię z nami. Na prośbę Kyle'a.
Rudowłosa Desiree słysząc to imię lekko się wzdrygnęła. Miała swoją zasadę, nie chciała jej łamać.
- Ech, no cóż... Szczerze powiedziawszy - zaczęła lecz przerwał jej chłopak o imieniu Erwin.
- Desiree daj już sobie spokój. Masz 20 lat to czas kiedy możesz się wyszaleć. Nie zgrywaj niedostępnej, bo staniesz się starą dziewicą z kotem.
- Erwin - blondyna go upomniała, chociaż dobrze o tym wiedziała, że brunet ma rację.
- Rozmawialiśmy już na ten temat - Deer zmieniła ton na lekko zdenerwowany. Nikt nie miał prawa jej rozkazywać.- Po prostu nie znalazłam nikogo odpowiedniego. Ale... dobrze pójdę z wami.
- No i super, to do wieczora - uśmiechnięta blondyna podbiegła do rudowłosej i pocałowała ją w policzek.
***
Na ten wieczór nie chciała ubierać się wyjątkowo. Nie obchodził ją chłopak o imieniu Kyle, ani żaden inny. Dlaczego? Bo miała zasady. Bo była wilkołakiem.
Wyciągnęła z szafy niechętnie czerwono-czarną koszulę w kratę i czarne spodnie, by kontrastowały ze sobą. Zrobiła kilka kresek nad swoimi niebieskimi oczyma, poprawiła także rzęsy, zrobiła wysokiego kucyka. Rude włosy oplotły jej szyję i ramiona, jak ogień muskający wosk, sprawiający że topi się on w męczarniach.
Była jak ogień - gorąca ale i zarazem chamska, nie znająca granic, łamiąca zasady dziewucha o rudych włosach.
Czekała na nią cała ekipa. Mercii, Erwin, Annie i Luke. Kyle stał z boku, miał na sobie krótkie czarne spodnie i bluzkę na ramiączkach w kolorze moro. Szatyn spoglądnął w jej stronę i uśmiechnął się lekko. W jego oczach Deer zauważyła błysk zadowolenia. Znała go doskonale, od dwóch lat byli dobrymi przyjaciółmi. Chłopak jednak chciał by doszło do czegoś więcej, jednak zawsze Desiree miała jakieś "ale". Wszyscy roześmiani ruszyli w stronę rynku, Deer i Kyle szli z tyłu.
- Wszystko ok? - spytał szatyn spoglądając na jej słodkie usta.
- Jak najbardziej - ucięła rozmowę.
Przystanął na chwilę i szepnął cicho jej imię. Kilka kroków dzieliło ich od siebie i bariera Deer. Podszedł bliżej ujął w dłonie jej twarz. Desiree zaparła się nagle, poczuła jak po jej ciele przechodzi dreszcz, kiedy przejechał ręką po jej biodrze.
Źrenice dziewczyny rozszerzyły się nagle. Melancholijny, śpiewny głos wydobywający się z czyjejś wilczej krtani, obiegł jej głowę. Odsunęła się od Kyle'a gwałtownie, głośno zasapała.
Wilkołak.
Tak dawno nie słyszała głosu jednego ze swoich.
- Przepraszam - wydała z siebie cichy jęk i zaczęła biec w przeciwną stronę.
Wybiegła z miasta na leśną dróżkę, gdzie jej ciałem szarpnęła wilcza forma. Białe futro mknęło przez las zatrzymało się dopiero p kilku minutach. Uwolniła wilczy głos unosząc głowę w górę. Instynkt nakazał jej wołać lykantropa.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz