Łowy i głód
nigdy się nie kończą

niedziela, 22 marca 2015

Od Mickey'go cd. Deer

To był jeden z tych wieczorów, kiedy pustka po stracie ojca nie dawała się zapełnić w żaden sposób. Jedynym wyjściem było uwolnienie emocji z siebie. Alfiego nigdzie nie było, a Mickey nie miał ochoty rozmawiać o swojej przeszłości z dziewczynami z watahy. One o niczym nie wiedziały, poza tym, zbyt trudno mu się o tym mówiło. Kiedy pierwszy raz opowiedział wszystko Alfie, zajęło mu to nieco ponad 1,5h, a bynajmniej nie miał ochoty na takie zwierzenia. Otworzył więc szeroko drzwi BB, pozwalając by wilgotny wiatr wpadł do środka, oplatając jego ciało. Poczuł się orzeźwiony i w przypływie wspomnień rzucił się do przodu przyjmując ciało wilka. 
Nie pamiętał ile biegł. Co jakiś czas zatrzymywał się i wył, aż był zbyt zmęczony by kontynuować. Dowlókł się tylko do szopy z ekwipunkiem dla stada, umieszczonej w środku lasu, otworzył swój plecak i wciągnął na siebie ubranie. W kącie, jak zwykle leżała jego gitara, która nie wiadomo kiedy chwycił i zatracił się w brzdęku strun uderzanych bez opamiętania jego ręką. Śpiewał to, co zawsze, gdy napadał go taki nastrój - "Zombie" Cranberries. Lekko kiwał się na boki, zmieniając riffy i bicie. Nawet się nie spostrzegł, kiedy słońce całkowicie zaszło i kiedy przestał grać poczuł, że jego oczy są zapuchnięte, a policzki mokre od łez.
Cały się spiął, gdy usłyszał wycie. Postanowił jednak nie szukać właściciela głosu. Wiedział, że wkrótce trafi do szopy wiedziony zapachem sfory. I nie mylił się. 
Wkrótce do drzwi zaczął dobijać się biały wilk. Haryarti nie był głupi i nie zamierzał otworzyć. Byłoby to zbyt niebezpieczne. Wilkołaki w wilczym ciele stają się jeszcze bardziej nieprzewidywalne. Stanął przy drzwiach i rzucił tylko: "Przemień się". Wadera, jak się okazało to jednak kobieta, chyba zrozumiała, bo już po chwili przez wizjer widział tylko nagą rudowłosą dziewczynę. Zmieszany szybko otworzył drzwi , bez słowa podał jej plecak z ubraniami Alaski, raczej nie będzie mu miała za złe i odwrócił się plecami do przybyszki. Zdawało mu się, że na jej twarzy widzi rozbawienie sytuacją, ale zignorował to. Poczekał, aż wilczyca się przebierze, po czym wrócił jak gdyby nigdy nic do gitary i zajął się strojeniem. Z uwagą patrząc na struny postanowił rozpocząć rozmowę. W końcu był betą, nieprawdaż?
- Kim jesteś? - tradycyjnie spytał, ocierając z policzka zagubioną łzę. Wizyta nieznajomej wcale nie uciszyła wspomnień, wiec teraz siedział z gitarą na kolanach, przygryzając wargę. 


Deer?

2 komentarze:

  1. Zombie - Cranberries? Szacun, mój tata uwielbia tę piosenkę ;D
    `Deer

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też ją wielbię :D Głównie przez duże pole do popisu na gitarze ^^ Taki klasyk ;>
    ~Mickey

    OdpowiedzUsuń

Layout by TYLER