Kiedy jesteś skonsternowany, inni mogą uznać cię za nieświadomego swojego położenia i niedoceniającego przeciwnika. Albo stwierdzić, że nie masz instynktu zachowawczego. Sama zawsze bawiła taka opinia o nim. Zwykle ktoś, kto w ten sposób o nim myślał, przegrywał potyczkę. Doskonale wiedział, że przy becie musi zachować ostrożność i uwagę, więc tym trudniej było mu powstrzymać uśmiech na widok sposobu, w jaki myślał o nim Alfie. W oczach bety było widać pogardę, ale nic sobie z tego nie robił. W jego oczach widniała taka sama, jeśli nie większa, w stosunku do mężczyzn wyżywających się na kobietach. Przed dołączeniem do watahy zaczerpnął informacji o ich członkach, w szczególności przywódcach i wiedział, że pod niepozornym wyglądem Alfiego skrywał się nieobliczalny wilkołak.. Nie zamierzał jednak ulegać komuś, kogo nie darzy szacunkiem. I vice versa.
Odwzajemnił spojrzenie i nie cofnął się. Gdyby i on uległ, Alfie miałby władzę nad całą watahą. Z pewnością większą i stabilniejszą niż, Ally, młoda alfa, która niepewnie czuła się jeszcze na swoim stanowisku.
- Zastanawia mnie, dlaczego to robisz. Jakbyś czerpał przyjemność z nękania słabszej od ciebie istoty. To zupełnie, jak delikatne dźganie szpilką motyla. Czemu po prostu nie obalisz Ally? Dużo prostsze wyjście, nie sądzisz? Po prostu zabić alfę i mieć na własność watahę. - Sam był spokojny i opanowany. Skupiony na przeciwniku, gotów wychwycić nawet najmniejszy, z pozoru nieszkodliwy ruch.
- Proste sposoby nie zawsze są skuteczne. - Alfie uśmiechnął się złowrogo.
- No tak, zapomniałem. Zapewne gdyby nie Ally, wataha nie miałaby członków. Większość pewnie unikałaby stada, w którym rządzi damski bokser.
Alfie warknął ostrzegawczo, a jego oczy zalśniły w świetle księżyca. Sam również nie mógł dużej powstrzymywać wściekłości.
- Nie masz pojęcia, co cię czeka, hm? Myślisz, że tak łatwo będzie ci wygrać z betą? Sam zapracowałem na to miejsce. To o czymś świadczy, kolego.
W momencie, kiedy oboje mieli rzucić się na siebie, dobiegła do nich Ally. Zdyszana stanęła między nimi i położyła im dłonie na klatkach piersiowych. Zupełnie, jakby nagle nabrała odwagi.
Odwzajemnił spojrzenie i nie cofnął się. Gdyby i on uległ, Alfie miałby władzę nad całą watahą. Z pewnością większą i stabilniejszą niż, Ally, młoda alfa, która niepewnie czuła się jeszcze na swoim stanowisku.
- Zastanawia mnie, dlaczego to robisz. Jakbyś czerpał przyjemność z nękania słabszej od ciebie istoty. To zupełnie, jak delikatne dźganie szpilką motyla. Czemu po prostu nie obalisz Ally? Dużo prostsze wyjście, nie sądzisz? Po prostu zabić alfę i mieć na własność watahę. - Sam był spokojny i opanowany. Skupiony na przeciwniku, gotów wychwycić nawet najmniejszy, z pozoru nieszkodliwy ruch.
- Proste sposoby nie zawsze są skuteczne. - Alfie uśmiechnął się złowrogo.
- No tak, zapomniałem. Zapewne gdyby nie Ally, wataha nie miałaby członków. Większość pewnie unikałaby stada, w którym rządzi damski bokser.
Alfie warknął ostrzegawczo, a jego oczy zalśniły w świetle księżyca. Sam również nie mógł dużej powstrzymywać wściekłości.
- Nie masz pojęcia, co cię czeka, hm? Myślisz, że tak łatwo będzie ci wygrać z betą? Sam zapracowałem na to miejsce. To o czymś świadczy, kolego.
W momencie, kiedy oboje mieli rzucić się na siebie, dobiegła do nich Ally. Zdyszana stanęła między nimi i położyła im dłonie na klatkach piersiowych. Zupełnie, jakby nagle nabrała odwagi.
<Ally?>
Sam też do najsłabszych nie należy, a już na pewno nie jest ignorantem :P
Sam też do najsłabszych nie należy, a już na pewno nie jest ignorantem :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz